Wiedzieć i rozumieć

O wyzwaniach związanych z ekologią, transportem i zarządzaniem dużą wojewódzką instytucją z Łukaszem Kasztelowiczem, prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Wojciech Iwanowski: Kim jest Łukasz Kasztelowicz? Dla wielu naszych czytelników, mimo lat aktywności związanej z WFOŚiGW we Wrocławiu, jest Pan postacią anonimową.
Łukasz Kaszetelowicz: Jest przede wszystkim ojcem dwójki wspaniałych dzieci, mężem jednej żony i wrocławianinem z urodzenia. Z miastem jestem związany od zawsze – pochodzę z wrocławskiego osiedla Kozanów.
We Wrocławiu zdałem maturę w VI Liceum Ogólnokształcącym. Na Uniwersytecie Wrocławskim ukończyłem prawo, a po studiach zostałem radcą prawnym. W 2015 r. ówczesny wojewoda dolnośląski Paweł Hreniak zaproponował mi funkcję doradcy ds. prawnych. Moja praca polegała na wsparciu samorządu w stanowieniu prawa oraz opiniowaniu podjętych przez samorządowców decyzji.
Następnie zaproponowano mi stanowisko Prezesa Zarządu Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu. Był to koniec października 2017 r. Od tamtego czasu, nieprzerwanie, pracuję w zarządzie funduszu. Tak długą pracę na eksponowanym stanowisku poczytuję sobie jako pewien sukces i świadectwo dobrego wykonywania powierzonego zadania. Fundusz jest znaną marką, nie tylko jeśli chodzi o Wrocław, lecz także cały Dolny Śląsk. Z większością samorządowców, choć nie ze wszystkimi, miałem okazję współpracować podczas lat pracy w funduszu.
Na czym polegała Pańska rola w WFOŚiGW?
Na zarządzeniu pracą całego Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu. Nie jest to, jak mogłoby się wydawać, prosta sprawa.
Dla mnie największym sukcesem był program Czyste Powietrze. Liczba wniosków, które wpłynęły do Funduszu, podczas mojego zarządzania znacznie wzrosła. Mówimy tutaj o zmianie z pułapu 400 do ponad 12 000 wniosków. Oczywiście zwiększyła się też liczba pracowników – z niewielu ponad 80 do 120. Jednak patrząc na liczbę procedowanych wniosków, fundusz odniósł ogromny sukces. Kwota zakontraktowań, o której mówimy, to ponad 1 miliard złotych. Takiego programu nie było w ciągu 25 lat istnienia Funduszu Ochrony Środowiska.
Dużą zmianą, która nastała wraz z objęciem przeze mnie funkcji, było zmniejszenie liczby członków zarządu funduszu do dwóch osób. Wcześniej były to cztery. Mimo to udało się osiągnąć te imponujące wyniki.
W naszym funduszu wojewódzkim zawsze bardzo ważną kwestią była edukacja ekologiczna. Wyrazem tego był ciągły nabór wniosków w tej materii. Nie jest to powszechne. W innych województwach ogłasza się konkursy. Zdecydowaliśmy się na kwalifikację ciągłą wniosków, wierząc, że właściwych postaw nie da się jedynie zadekretować czy też przekonać do nich argumentami finansowymi. Należy wiedzieć i rozumieć, dlaczego warto troszczyć się o środowisko. Bez tego nie uda się osiągnąć zmiany.
Bardzo istotne jest wsparcie dla ochotniczych straży pożarnych. Tylko w ostatnim roku udało nam się wesprzeć ponad 600 jednostek. Strażacy ochotnicy są w awangardzie wszelkich działań, jeśli chodzi o ochronę środowiska, choć oczywiście ich podstawowym zadaniem jest ochrona życia i mienia ludzi. Trzeba też przypomnieć, że OSP włączyły się w akcję pomocy swoim odpowiednikom na Ukrainie, także przekazując sprzęt. Jako fundusz czuliśmy obowiązek pomóc im w uzupełnieniu wyposażenia.
Wspieraliśmy też stronę społeczną, współpracując z bardzo różnymi organizacjami, jak Dolnośląski Alarm Smogowy czy Kościół katolicki. Różne fundacje, stowarzyszenia czy związki wyznaniowe korzystały głównie ze środków przeznaczonych na edukację oraz termomodernizację budynków znajdujących się w ich zarządzie. Ta otwartość na współpracę z każdym środowiskiem stała się znakiem rozpoznawczym Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej we Wrocławiu.

Ekologia, także ze względu na ogarniające całą Europę protesty rolników, jest ostatnio bardzo głośno dyskutowanym tematem. Czy przeżywamy jakieś przewartościowanie kwestii ekologicznych w społeczeństwach europejskich?
Myślę, że tak. W Europie spojrzenie na ochronę środowiska nie jest jednorodne. Można odnieść wrażenie, że narrację wygrywa lewa strona sceny politycznej. Według niej postrzega się środowisko w oderwaniu od człowieka czy wręcz przeciwstawia się mu je. Pojawiają się głosy, że zagrożeniem dla środowiska są ludzie. Od takiej niebezpiecznej konstatacji łatwo przejść do jeszcze gorszych czynów.
Człowiek powinien być zawsze w centrum troski o środowisko. Chcemy dbać o środowisko, ponieważ to się nam ludziom opłaca. Dzięki temu będziemy zdrowsi, dłużej w dobrej kondycji. Będziemy po prostu szczęśliwsi. Także dlatego, że każdy chce być otoczony piękną przyrodą i oddychać świeżym powietrzem. Postawa proekologiczna to nie jest wyrzeczenie. To inwestycja na przyszłość. Coś naturalnego po to, by żyło się nam wszystkim lepiej. Dlatego tak ważne jest rozwijanie ekologii integralnej, w której centrum jest troska o człowieka, wpisanego w świat przyrody.
O wielu dolnośląskich miastach – choćby Wrocławiu czy Nowej Rudzie – mówi się jako o jednych z miast w Polsce z najgorszą jakością powietrza. Jak to zmienić?
Wrocław na pewno musi uporać się z tzw. niską emisją. Priorytetem jest tutaj wymiana nieekologicznych źródeł ogrzewania. W tym względzie należy sięgać po wszystkie środki, które są dostępne, nie tylko te pochodzące z WFOŚiGW. W ciągu nadchodzących 5 lat powinniśmy wymienić wszystkie trujące nas piece. Jest to bardzo ambitne, ale konieczne. Mamy rządowe programy: Czyste Powietrze i Ciepłe Mieszkanie. Po te środki należy sięgać, równocześnie powszechnie edukując. Tutaj trzeba zaznaczyć, że wbrew obiegowym opiniom, to nie ruch uliczny stanowi największe źródło zanieczyszczeń powietrza. Głównym czynnikiem smogowym jest palenie w piecach, które popularnie określamy mianem kopciuchów.
W ostatnim czasie głośno mówi się o strefie czystego transportu. Czy to dobre wyjście dla takich miast jak Wrocław?
Obecna propozycja, przedstawiona przez urzędników miejskich, nie budzi mojego entuzjazmu. Nie chodzi tylko o to, że nie była ona konsultowana we właściwy sposób z mieszkańcami. Istotna jest kwestia ograniczania praw, wolności mieszkańcom miasta oraz czynnik ekonomiczny. Bez wątpienia taka legislacja uderzy w mniej zasobnych wrocławian.
Jeśli miałaby powstać jakakolwiek strefa czystego transportu, to jej wprowadzenie powinno zostać poprzedzone konsultacjami, a nawet referendum. Bez konsensusu społecznego nie jest to moim zdaniem właściwe działanie.
W kontekście dyskusji o strefie czystego transportu powinna pojawić się kwestia transportu publicznego. Tym, co pomoże nam ograniczyć korzystanie z samochodów, jest bezpłatna komunikacja publiczna. Tak już jest w Lubiniu, Bolesławcu, Kaliszu czy Stalowej Woli. Póki co taki projekt nie został zrealizowany w żadnym z większych miast. Wrocław, z siedmiomiliardowym budżetem, dałby radę. Mógłby być pierwszym z dużych miast w Polsce, które zdecyduje się na takie rozwiązanie. Jeśli my – wrocławianie – przesiądziemy się na transport zbiorowy, to pokażemy, czym jest właściwie pojmowana ochrona środowiska. Darmowy transport publiczny to na pewno skuteczniejsze rozwiązanie niż mnożenie zakazów i ograniczeń.
Wrocław przeżywa boom inwestycyjny. Jak pogodzić interesy deweloperów i kroczących za nimi nowych mieszkańców z dotychczasowym pejzażem miejskim?
To coś, na co zwracają uwagę moi bliscy i znajomi. We Wrocławiu mieszkam całe życie. Największym problemem jest brak przemyślanej polityki przestrzennej. Wydaje się pozwolenia na budowę kolejnych budynków czy całych osiedli, za którymi nie idzie rozwój infrastruktury. To pierwsza i najważniejsza rzecz, która należy zmienić