Z pamiętnika Pluszowego Mnicha
Gienek, Fryderyk i bycie uczniem

ILUSTRACJA MWM
– Wielkanoc była bardzo ładna w tym roku – powiedział zadowolony szop Fryderyk. – Wszystko było przygotowane na czas. Ministranci nie mieli żadnej wpadki, kadzidło się ładnie paliło, ale nie było za dużo dymu, więc alarm przeciwpożarowy się nie włączył, wody święconej nie zabrakło, święconka była smaczna i nie padał deszcz na procesji. Piękne święta!
– Tak, ja też byłem zadowolony, choć niezupełnie z tych samych powodów co ty – odpowiedział Gienek.
Szop spojrzał na niego zdziwiony.
– A niby z czego jeszcze można było się radować?
– Z wielu innych, dużo ważniejszych rzeczy – zadumał się Pluszowy Mnich. – Na przykład byłem i nadal jestem bardzo szczęśliwy z tego, że Pan Jezus zmartwychwstał.
– Tak, to wiadomo. Ale to takie bardzo ogólne i pobożne. A jak tak chciałem bardziej zwyczajnie być zadowolony. – Freddy pokręcił łebkiem. – Pan Jezus zmartwychwstał dwa tysiące lat temu i to już wiemy. A czy się nie zadymi kościół, to nie wiedzieliśmy.
– Ja to rozumiem, Fryderyku. Chciałem tylko powiedzieć, że naprawdę są ważniejsze rzeczy i nawet gdyby się alarm włączył, tak jak kilka lat temu, to nic wielkiego by się nie stało. A już na pewno nic tak wielkiego, że mogłoby przesłonić radość z tego, że Jezus żyje.
– No, w sumie też prawda. Przecież zawsze chodzi o Pana Jezusa i bez Niego nic właściwie z tego, co robimy, nie ma za dużo sensu. – Szop podrapał się za uchem.
– Bardzo dobrze powiedziałeś, Freddy. – Ksiądz Piotr włączył się do rozmowy. – Gdyby Pan Jezus nie zmartwychwstał, to kadzidło nie miałoby sensu ani woda święcona, ani komunikanty, ani święconka. Wtedy wszystko to byłoby tylko pustym zwyczajem.
Fryderyk jednak nadal drapał się za uchem.
– Widzę, że wciąż się nad czymś zastanawiasz – zagadnął mnich.
– Skąd to wiesz? – zapytał zdziwiony Freddy.
– Bo zawsze wtedy drapiesz się za uchem – odpowiedzieli równocześnie Gienek i ksiądz Piotr.
– Tak. Pomyślałem, że to fajnie, że tyle ludzi przyszło i pośpiewali, pomodlili się. No i czad. Ale potem zacząłem się zastanawiać: ilu tak naprawdę było tam uczniów Jezusa?
– Wszyscy – powiedział Gienek głosem pełnym przekonania. – Jeśli ktoś nie jest chrześcijaninem, to po co by chodził do kościoła?
– Wcale nie jestem pewny – zaoponował szop. – A jeśli na przykład ktoś przyszedł tylko ze zwyczaju albo dlatego że mama mu kazała czy żeby babci nie było przykro, to chyba tak niezupełnie jest po chrześcijańsku.
– Ale skąd możesz wiedzieć, kto miał jaki powód! – oburzył się Pluszowy Mnich.
– Nie wiem. Ale ten, kto przyszedł, to wie. I Pan Jezus też wie – odparł stanowczo Freddy.
– Słuszna uwaga, Fryderyku – ponownie włączył się ksiądz Piotr. – Samo przyjście do kościoła tak naprawdę niczego nie oznacza. Możemy mieć kościół pełny ludzi, ale może się okazać, że mało kto z nich jest uczniem Jezusa. Bo uczniów Jezusa poznaje się nie tylko po chodzeniu do kościoła, ale po życiu.
– No i o tym mówię. Jeśli wejdę do remizy i włożę na głowę hełm strażacki, to nie zrobi mnie to od razu strażakiem!
– Aaa! Teraz rozumiem, co masz na myśli! – rzekł Gienek. – Przecież niedługo będzie o tym ewangelia!
– O strażakach?
– Nie! – zaśmiał się mnich. – Będzie mowa o tym, jak Jezus powiedział, żebyśmy kochali się wzajemnie, tak jak On nas ukochał, a wtedy ludzie poznają, że jesteśmy Jego uczniami.
– Bardzo dobry przykład – pochwalił ksiądz Piotr. – Bez takiej miłości, jaką ma Pan Jezus, nie można być Jego prawdziwym uczniem. I dlatego zmartwychwstanie jest tak ważne, ponieważ właśnie przez nie możemy taką miłość otrzymać. Przecież to On zniszczył śmierć, która nam nie pozwala kochać innych. Ale o tym, moi drodzy, porozmawiamy innym razem, bo teraz trzeba tę Jezusową miłość przełożyć na praktykę. Robi się późno, a obiecałem jednemu z naszych parafian, że go dzisiaj odwiedzę.
KS. PIOTR NARKIEWICZ