PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

„Niech żyje komunizm”

Tytuł niniejszego felietonu nie jest wyrazem moich przekonań, po prostu użyłem cytatu. Powyższe słowa mogły paść w chwili ideologicznego uniesienia z ust dowolnego, przekonanego do swoich racji komunisty. Według świadków wykrzyczał je też Wawrzyniec Nowak 27 lutego 1938 r. z ambony kościoła w Luboniu koło Poznania po zastrzeleniu ks. Stanisława Streicha, gdy ten celebrował Mszę św. Za okazję do przypomnienia tego tragicznego wydarzenia służy mi uroczystość beatyfikacji tego kapłana, która odbędzie się 24 maja w Poznaniu.
W mediach głównego nurtu za wiele o wydarzeniach sprzed kilkudziesięciu lat na razie nie usłyszałem. W końcu mają nas zająć czym innym, a śmierć księdza z rąk komunistycznego agenta, być może na usługach NKWD, to temat politycznie niepoprawny. Wszak komuniści w dzisiejszym świecie mają nam się jawić jako idealiści, którzy co najwyżej sami padali ofiarą różnych opresyjnych systemów. Kiedy uczyłem się historii – jeszcze w tzw. tamtym czasie, kiedy marksizm był ideologią obowiązującą, a PZPR siłą przewodnią, wpisaną do konstytucji – to mogłem się na lekcjach dowiedzieć, ilu komunistów sanacja wtrąciła do więzień, ale za co – już nie bardzo. To, co nam mówiono, nie odzwierciedlało rzeczywistości dwudziestolecia międzywojennego. To nie Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich był zły, tylko II Rzeczpospolita Polska. W tamtych czasach nikt nie mówił o wielkim głodzie na Ukrainie, nie było operacji polskiej NKWD z drugiej połowy lat 30. XX w., nie istniał problem likwidacji religii w kraju robotników i chłopów, tym samym nie było męczeństwa duchownych i świeckich. W Związku Radzieckim nie było też wielkiego kryzysu, który w latach 30. ogarnął cały zachodni świat, ponieważ ekonomia komunizmu była wynalazkiem szczególnymi – jak nam mówiono – idealnym, pod warunkiem że się ją wdraża bez kompromisów. Nigdzie też nie pisano, że agentura sowiecko-komunistyczna cały okres dwudziestolecia międzywojennego penetrowała Polskę, że finansowała propagandę, która siała nienawiść do wszystkiego, co niekomunistyczne, również do duchowieństwa.
Ksiądz Streich zginął z rąk człowieka, u którego przedwojenny sąd nie stwierdził choroby psychicznej. Był to po prostu ideowy komunista, chcący „wyzwolić” lud z opresyjnego systemu, którego częścią była wiara w Boga. Wydarzenia tamte były swoistym preludium do tego, co wydarzyło się w latach następnych. Księży mordowano w latach 40. i 50., podobnie jak wcześniej w czasie okupacji niemieckiej. Od religii społeczeństwo było „wyzwalane” na różne sposoby, także później. Czasy te nie skończyły się wraz ze zmianami pod koniec lat 80. Owszem, tak się nam wydawało, ale nie była to prawda o ideologii nowych czasów. Dziś się katolików i Kościół „opiłowuje” – taka moda. Zmieniają się formy, ale nie istota rzeczy.