Umiejętność dostrzegania dobra

O chrześcijańskiej
wdzięczności, trudzie
z nią związanym oraz
dostrzeganiu dobra
i pogodzie ducha
z ks. Mirosławem Kiwką,
rozmawia
WOJCIECH IWANOWSKI
Nowe Życie

DEPOSITPHOTOS
Wojciech Iwanowski: Paweł Apostoł w Pierwszym Liście do Tesaloniczan opisuje chrześcijan jako ludzi, którzy zawsze powinni być wdzięczni (1 Tes 5, 16-18). Czy tak jest rzeczywiście?
Ksiądz Mirosław Kiwka: Przyjrzyjmy się nieco temu fragmentowi. Czytamy tam: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was”. Zauważmy najpierw, że to nie jest opis. Święty Paweł używa trybu rozkazującego – to jest nakaz. Zresztą, taką formę ma prawie cały ten rozdział. Co więcej, apostoł mówi tu o tym, czego Bóg oczekuje od swoich wyznawców. Wdzięczność jest zatem niezwykle ważną postawą, która – można by rzec – identyfikuje chrześcijanina.
Zauważmy także, iż nie chodzi tu o dziękczynienie w sytuacjach, gdy nasze serca wypełnia radość i szczęście, ale „w każdym położeniu”. Być wdzięcznym w każdej sytuacji życiowej? Przyznajmy, że jest to nieco „szalone”, albo powiedzmy inaczej: „nie z tego świata”. Ale św. Paweł wie, co mówi. Sam daje nam przykład takiego dziękczynienia w każdym położeniu. W 27. rozdziale Dziejów Apostolskich widzimy go jako więźnia w podróży do Rzymu. Od 14 dni jego statkiem miota straszliwa burza, a on zachęca zdjętych strachem współtowarzyszy niedoli, aby się posilili, sam bierze chleb, składa dziękczynienie Bogu na oczach wszystkich i zabiera się do jedzenia, a wszyscy przyłączają się do niego i – jak czytamy – nabierają otuchy (Dz 27, 33-38). Jego postawa jest bardzo spójna i konsekwentna. Jej wyrazem jest to, co napisał chrześcijanom w Filippi: „O nic się już nie martwcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem!” (Flp 4, 6).
Mówiąc więc o wdzięczności, nie mówimy o czymś, co jest opcjonalne, nie mówimy o czymś, co może być, ale wcale nie musi. Mówimy o powinności, o dobrze umotywowanym nakazie, o czymś, co stanowi niezwykle istotny rys życiowej postawy każdego chrześcijanina. Niewdzięczny chrześcijanin to taka sama sprzeczność jak kwadratowe koło.
Jak pielęgnować postawę chrześcijańskiej wdzięczności w codziennym życiu, zwłaszcza w trudnych chwilach, takich jak choroba?
Zapytajmy, co stanowi istotę wdzięczności. Wydaje się, że wdzięczność to najpierw umiejętność dostrzegania dobra, widzenia go w każdej sytuacji. To taki sposób patrzenia na świat i ludzi, w którym nade wszystko widzimy to, co dobre. Znany dylemat szklanki do połowy pustej czy do połowy pełnej nie ma w tej sytuacji zupełnie sensu. Dla chrześcijanina szklanka jest zawsze do połowy pełna, zawsze!
Zauważmy też, iż taka postawa czyni nas podobnymi do samego Boga, o którym czytamy w Księdze Rodzaju, że gdy stwarzał świat i ludzi, to widział, że były dobre, a nawet bardzo dobre. Widzenie dobra ma zatem w sobie coś z Bożego patrzenia. Widzenie dobra jest też koniecznym warunkiem autentycznej wdzięczności, ponieważ ta nie jest jedynie regułą savoir-vivre’u. Dostrzeganie dobra we wszystkich możliwych wymiarach wyzwala wdzięczność – prawdziwą i głęboką.
Widzenie dobra nie zawsze jest łatwe. Nieraz trzeba czasu i dystansu, by je należycie rozpoznać. Ale nade wszystko potrzebny jest „strumień światła” Ducha Świętego, by On oświecił sprawy naszego życia. A im one są trudniejsze, tym bardziej nam Go potrzeba. Im większa ciemność w naszych oczach, tym potężniejsze musi być to wołanie o Ducha. Trzeba pamiętać, że „Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11, 13).
Na co dzień pracuje Ksiądz ze studentami. Jak oni zapatrują się na kwestię wdzięczności w świecie, który często promuje konsumpcjonizm i w którym ciągle brak satysfakcji?
Całe nieszczęście życia akademickiego polega na tym, że ważne sprawy rozważa się tam przede wszystkim na poziomie teoretycznym. Na ćwiczeniach z etyki zajmujemy się między innymi problematyką z zakresu aretologii (traktat o cnotach). Mówimy tam o wdzięczności jako cnocie związanej ze sprawiedliwością. Wdzięczność to sprawiedliwa powinność. Oczywiście, teoretycznie nikt nie kwestionuje jej potrzeby i słuszności. Pocieszające jest jednak to, że wdzięczność ujmuje się jako cnotę, czyli sprawność moralną, a więc coś, czego można się nauczyć, jeśli człowiek chce wziąć odpowiedzialność za swoje człowieczeństwo. Jest ona zatem w zasięgu każdego.
W Liście do Rzymian jest taki fragment, w którym św. Paweł dość dosadnie mówi o tym, co się dzieje z ludźmi, którym brakuje wdzięczności. Czytamy tam: „ponieważ, choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych, stali się głupimi” (Rz 1, 21-22). I można dokończyć: wpadli w pułapkę konsumpcjonizmu, czyli zaczęli gonić za własnym ogonem, stawiając siebie samych w centrum swojego świata. A pogoń za własnym ogonem kończy się zawsze potężnymi zawrotami głowy i frustracją, i nową pogonią, i tak bez końca… Święty Jan Paweł II często przypominał paradoksalną prawdę o człowieku i jego szczęściu, którą wyrazili ojcowie Soboru Watykańskiego II
w konstytucji Gaudium et spes: „człowiek […] nie może się w pełni odnaleźć inaczej, jak tylko poprzez szczery dar z siebie samego” (nr 24).
Tu właśnie odsłaniamy inny poziom wdzięczności: prawdziwie wdzięczny jest ten człowiek, który potrafi zapominać o sobie…
Jak wdzięczność wpływa na naszą relację z Bogiem i innymi ludźmi? Sądząc po intencjach naszych modlitw, częściej prosimy, niż dziękujemy.
I bardzo dobrze, że prosimy. Prosząc, odkrywamy nasze ubóstwo, ale dziękując, mamy szansę odkryć nasze obdarowanie. Jedno należy czynić i drugiego nie opuszczać. Znamienne, że gdy Chrystus Pan modli się do Ojca przed wskrzeszeniem Łazarza w Betanii, to nie prosi o moc potrzebną do zerwania okowów śmierci, ale dziękuje za wysłuchanie. Tak właśnie: dziękuje… Jest takie powiedzenie: „kto dziękuje, ten dwa razy prosi”. Dziękując za otrzymane dary, lepiej się przygotowujemy na przyjęcie kolejnych. Zatem w życiu duchowym bardziej „opłaca się” dziękować.
Poza tym „dziękczynienie” ma wiele synonimów: uwielbienie, wywyższenie, wychwalanie, błogosławienie, wyznawanie. W każdej z tych form chodzi w istocie o to samo – każda z nich jest odpowiedzią na obdarowanie. Genialną szkołą w tym zakresie są teksty z Księgi Apokalipsy. Na przykład w 7. rozdziale słyszymy donośne okrzyki tłumu zbawionych: „Zbawienie w Bogu naszym, Zasiadającym na tronie, i w Baranku”. Aniołowie, padając na oblicza, gromko wyznają: „Amen. Błogosławieństwo i chwała, i mądrość, i dziękczynienie, i cześć, i moc, i potęga Bogu naszemu na wieki wieków! Amen” (Ap 7, 10.12).
Jak unikać postawy roszczeniowej i nauczyć się dostrzegać Boże dary w zwykłych rzeczach?
Gdybym był trenerem rozwoju personalnego, powiedziałbym: prowadź tzw. dziennik wdzięczności. Ale ponieważ jestem księdzem, to powiem: módl się! Jest taka szczególna praktyka modlitwy, która wydaje się tu specjalnie pomocna. Mam na myśli rachunek sumienia w wersji św. Ignacego z Loyoli. Dlaczego rachunek sumienia? Ponieważ zawsze rozpoczyna się przyzywaniem Ducha Świętego, a już powiedzieliśmy sobie, że bez Jego światła nie dostrzeżemy autentycznego dobra w naszym życiu. Po prostu trzeba nam „Bożych oczu”. Dlaczego akurat rachunek sumienia św. Ignacego z Loyoli? Ponieważ rozpoczyna się dziękczynieniem za otrzymane dobro w mijającym dniu. Właśnie nie od wymieniania grzechów i zaniedbań, ale od dobra. Uczymy się dostrzegać najpierw dobro. Doświadczenie obdarowania wyzwala wdzięczność, otwiera na innych, uczy zapominania o sobie. Duch Święty nam to wszystko pokaże… Aby nasze „dziękuję” nie było jak faryzeusza z przypowieści, Duch Święty pokaże nam także nasz egoizm, brak wdzięczności i wiele innych rzeczy.
No i jeszcze inna modlitwa, być może dziś już nieco zaniedbana: modlitwa przed posiłkiem i po nim. Jeśli się weźmie pod uwagę, że spora część ludzi cierpi dotkliwy niedostatek żywieniowy, to winniśmy być bardzo, ale to bardzo wdzięczni! „Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa!” (Ef 5, 20).
Grecki źródłosłów Eucharystii to właśnie dziękczynienie. Z reguły postrzegamy jednak Mszę św. jako ofiarę. Czy ta sprzeczność jest tylko pozorna?
Ten fragment z Pierwszego Listu do Tesaloniczan (1 Tes 5, 16-18), od którego rozpoczęliśmy naszą rozmowę, zawiera formę czasownikową „eucharisteite”, czyli „dziękujcie”. Jak mówią bibliści, słowo „eucharisteo” praktycznie nie występuje w Starym Testamencie, za to w Nowym można naliczyć kilkadziesiąt miejsc, gdzie właśnie w tej formie wyraża się dziękczynienie. Już to pokazuje, że dziękczynienie wpisuje się w samą istotę Eucharystii. Chrystus Pan, zanim złoży siebie w ofierze krzyżowej, bierze chleb, wino i… składa dzięki. Zatem Eucharystia jest ofiarą dziękczynną i przebłagalną zarazem. Jedno nie wyklucza drugiego. Ilekroć chcemy w sposób najpełniejszy za coś Panu Bogu podziękować, idźmy na Eucharystię, ponieważ tam właśnie Pan Jezus czyni nasze dziękczynienie swoim i jako takie zanosi je do Ojca. „Jak więc przejęliście naukę o Chrystusie Jezusie jako Panu, tak dalej w Nim postępujcie: zapuśćcie w Nim korzenie i na Nim dalej się budujcie, i umacniajcie się w wierze, jak was nauczono, pełni wdzięczności” (Kol 2, 6-7).
Ostatnimi czasy, szczególnie w Europie, mówimy o kryzysie chrześcijaństwa czy wiary jako takiej. Wielu z nas towarzyszy uczucie smutku i zniechęcenia. Jak zdobyć się na wdzięczność w takiej sytuacji?
Wdzięczność jest zawsze reakcją na doświadczenie dobra. Jeżeli trudno nam być wdzięcznymi, to znaczy, że w horyzoncie naszej codzienności nie widzimy żadnego dobra. Święty Paweł i zakładane przez niego Kościoły byli w o wiele trudniejszej sytuacji niż my, a zauważmy, że prawie w każdym swoim liście dziękuje on Bogu za ludzi tworzących dany Kościół. Zapytajmy siebie, czy kiedykolwiek dziękowaliśmy na przykład za ludzi, z którymi się modlimy na niedzielnej Eucharystii. Czasy są inne niż 20 lat temu, świat się zmienia bardzo dynamicznie, ale Pan Bóg nie przestał być w nim obecny. Nie porzucił też swojego Kościoła. Wciąż wokół nas dzieje się wiele dobra. Może po prostu trzeba włożyć inne okulary?