Prosta sprawa: wdzięczność
Ta bezimienna opowieść to zaproszenie do zajrzenia do świata,
w którym jest czas na wdzięczność i poczucie obecności Boga.
EWELINA GŁADYSZ
Trzebnica

Adoracja Najświętszego Sakramentu
w Domu Księży Emerytów w Świdnicy
AGNIESZKA OCHNIAK/FOTO GOŚĆ
Spotykamy się w jednym z kilku domów księży emerytów, które znajdują się na terenie metropolii wrocławskiej. Rozmawiamy długo. Serdecznie. „Proszę, żeby napisała Pani o naszej rozmowie jak o zderzeniu z innym kawałkiem świata, ale bez nazwiska. Nie, naprawdę. To nie opowieść o mnie. Będę wdzięczny”.
Pytam więc samą siebie. Co mnie poruszyło? Dlaczego warto tę bezimienną opowieść ponieść dalej? Z wdzięcznością za filiżankę kawy. Za uważność. Szczerość i autentyczność. Za otwartość i cierpliwość do moich niedowierzań i wątpliwości. Za słowa: „Do zobaczenia”.
Poruszenie pierwsze
W tym konkretnym domu przebywa kilkudziesięciu kapłanów. Mają po 70, 80, ale i 90 lat. Są mniej lub bardziej sprawni. Czasem wymagają opieki, pomocy, czasem nie. Takie domy znajdują się m.in. w Legnicy, Henrykowie, Świdnicy i we Wrocławiu. Każda diecezja na Dolnym Śląsku ma swój dom dla księży emerytów. Dla każdego, kto tego potrzebuje, jest w nim miejsce.
Słyszę: „Moim zadaniem jest być przy drugim. Podchodzę do tego jak do daru Pana Boga, który trzeba wypełnić do końca. Staram się posługiwać, być oparciem dla księży, którzy tu mieszkają. Staję koło nich w takim stanie, w jakim sam jestem. Ze swoimi słabościami, z niedomaganiem. Dla każdego mam kilka słów. Usiądę, porozmawiam. Zwracam się do nich: księże proboszczu, księże profesorze, przyjacielu. Rozmawiamy o tym, co było. Czy pamięta ksiądz tamte czasy? Czy pamięta ksiądz to czy tamto nazwisko? Jak by ksiądz postąpił w takiej sytuacji? Tutaj mam taki czy inny problem. Czują się wtedy potrzebni.
Pan Bóg stawia nas we wspólnocie. Takimi, jakimi jesteśmy. Ta jest moja. Spotykam tu fantastycznych księży, którzy nawet nie wiedzą, jak bardzo są gotowi na każde doświadczenie. Każde”.
Poruszenie drugie
Kiedy w naszym życiu wydarza się coś trudnego, coś nagłego, nie do ogarnięcia, to w sercu pojawia się czasem cień. Cień wątpliwości, buntu, niedowierzania.
Słyszę: „Pan przy mnie był. I to mocno. Przeprowadza niesamowicie. Kiedy potrzebowałem, dawał mi ludzi. Nie mogę wątpić, nawet przez chwilę”.
Poruszenie trzecie
To, gdzie jesteśmy, skąd przyszliśmy, co nas ukształtowało, może być opowieścią fragmentaryczną, pourywaną. Może też tworzyć pewną sekwencję wydarzeń: dom, ludzie, parafia.
Słyszę: „Dom miałem dobry. Rodzina wielopokoleniowa. Mama, tato, rodzeństwo, dziadkowie. Od samego początku nauka tego, że ci ostatni nas potrzebują. Naszej cierpliwości, uwagi, szacunku. Że czasem reagują wolniej, inaczej, niezrozumiale. To pierwsza lekcja bycia z ludźmi i dla ludzi”.
Potem parafie. „Pan dawał mi zawsze fantastycznych ludzi. Żyłem w małych parafiach. Miałem wiele obowiązków. Wśród wiernych byli chorzy i starsi. Ludzie, do których przychodziłem z Panem Jezusem w ich konkretnej sytuacji. Na przykład do pani, która miała 97 lat. Otworzyła drzwi. Miała ręce czarne od węgla. «Piec czyściłam. Co my teraz zrobimy?». Uspokoiłem ją i przywitałem serdecznie, z radością. Wie Pani, tam, gdzie mamy do czynienia z człowiekiem, nie ma żadnych ram”.

Biskup Maciej Małyga podczas wspólnej modlitwy z kapłanami mieszkającymi we wrocławskim Domu Księży Emerytów, 15 lutego 2025 r.
FOT. MACIEJ RAJFUR

Ksiądz dr Alojzy Ślusarczyk, wieloletni oficjał Metropolitalnego Sądu Duchownego, i dr Katarzyna Bock-Matuszyk z Ośrodka Pamięć i Przyszłość podczas spisywania wspomnień dla utrwalenia historii Kościoła wrocławskiego,
15 lutego 2025 r.
FOT. MACIEJ RAJFUR
Poruszenie czwarte
„Starość się Panu Bogu nie udała?” – prowokuję. „Starość to choroba, cierpienie, często samotność” – nie poddaję się w kolejnych pytaniach.
Słyszę: „Mamy piękną wspólnotę z księżmi. Odbywają się wspaniałe uroczystości wypełnione obecnością pięknych ludzi. Czujemy, że Kościół nas widzi. Proszę się rozejrzeć. Tu jest tyle wspaniałych rzeczy od naszych ofiarodawców. Przychodzą dawni parafianie. Mówią: «Ten czy tamten ksiądz udzielał mi ślubu, ochrzcił moje dzieci, teraz ja cieszę się, że mogę pomóc, czymś wesprzeć». Słyszę też o pragnieniu, żeby w każdym domu, w każdej rodzinie nasi rodzice bądź dziadkowie mieli taką opiekę jak księża tutaj i teraz.
Kiedy przyszedłem do tego domu, spotkałem się z tym, że niektórzy mówili na to miejsce: umieralnia.
Nie umiałem się z tym pogodzić. To miejsce jest życiem. Życiem nadzieją, która zbliża nas do wieczności. Pyta Pani o starszych. Mogą mieć piękny czas, ale wiele zależy od nas. Jak my ich przyjmiemy, jaką troską ich otoczymy, ale też jaką wolność im damy”.
I dalej: „Czcij ojca swego i matkę swoją. Co to oznacza? O czym jest to przykazanie? O bezwzględnym posłuszeństwie? Nawet jeśli się nie zgadzamy, spójrzmy na tego człowieka, który jest nam dany, z życzliwością. Nie wiem, jak można krzyknąć na mamę staruszkę czy na ojca staruszka. Z drugiej strony wiem, że ludzie są w różnym stanie psychicznym. Dla kogoś ta sytuacja może być trudna, może jej nie wytrzymywać. Wiem o doświadczeniu dzieci starszych rodziców…
Trzeba dobrze przygotować się do życia. Pamiętać o tym, co jest ważne. Czasem patrzę za okno, na zewnątrz, gdzie ludzie są ciągle w biegu. Jest mi ich momentami żal. Tutaj mamy czas na modlitwę, doświadczenie Bożej obecności. Rozmawiamy długo. Siedzimy przy stole, a gdy ktoś wstaje, czeka na niego różaniec, chwila w samotności, widok na niebo usiane gwiazdami.
Wiem, że czasem ludzie tęsknią za samotnością. Tą dobrą, w której jest czas na bycie w ciszy. Ze sobą, z Panem Bogiem. Tu mamy ten dar i dla mnie to błogosławieństwo. Czasem przysiądę gdzieś wieczorem. Mam czas pomyśleć o dniu, który był, który jutro nadejdzie”.
Co jest najważniejsze? Słyszę odpowiedź: „Żeby ten drugi człowiek, który jest ze mną, koło mnie, miał pewność, że jeżeli jego ręka nie zadziała, to moja zadziała. I jeżeli on nie będzie czegoś mógł, to ja to zrobię.
Jako ludzie wierzący jesteśmy jednym wielkim wyrazem nadziei. Widzę tutaj, jak wielu ludzi jest Bogu wdzięcznych za księży, których dał nam na naszej drodze. Dziękujemy za trud wiary, za świadectwo miłości, dziękujemy za wytrwałą nadzieję”.
Poruszenie kolejne
Jak nauczyć się wdzięczności? Zastanawiam się sama. Dzienniki wdzięczności, nauka nawyków? Podobno wystarczy 21 dni.
Słyszę: „Pamiętam, jak byłem chłopcem, na początku lat 60. Mama kupiła mi sweter. Bardzo modny, z kołami olimpijskimi. Podobał mi się! Tato podszedł i zapytał: «Podziękowałeś? Podziękuj». Proste sprawy. W moim domu dwie frazy były na porządku dziennym: «dzień dobry» i «dziękuję». To nie są magiczne słowa, lecz proste słowa o wielkim znaczeniu. Słowa, które otwierają”.
I jeszcze jedno poruszenie
Nie poddaję się i pytam dalej: „Może ta wdzięczność to trochę naiwność? Może bycie wdzięcznym w takich trudnych sytuacjach to po prostu niewidzenie? Zamykanie oczu?”.
Mocno wybrzmiewa biblijne zdanie: „W każdym położeniu dziękujcie” (1 Tes 5, 18). Słyszę też, że wdzięczność otwiera bramę do nieba. Pogłaskanie w dzieciństwie, przytulenie uczy miłości. Uczy tego, żeby widzieć dobro. Żeby mieć w sobie ten azymut na dobro.
Słyszę również: „Słowo «dziękuję» ma czasem charakter bardzo uprzedzający. Zdarza mi się komuś podziękować, zanim coś się wydarzy. Proszę mi wierzyć, widziałem wielokrotnie, jak to zmieniało serca ludzi. Czasem ma miejsce jakaś nerwowa sytuacja, trud. Wtedy «dziękuję» jest jak błogosławieństwo. Gasi pożary w drugim człowieku i daje niesamowite poczucie bezpieczeństwa”.
„Odwiedzają nas. Czasem mówią, że lepszego proboszcza od tego czy tamtego księdza dotąd nie było. Mamy wspólną pamięć i wspólną perspektywę wieczności.
Śmierć? Przeżywamy ją zupełnie inaczej. Siedzimy, rozmawiamy, wspominamy rzeczy, których doświadczaliśmy wspólnie. Proszę sobie przypomnieć odchodzenie św. Jana Pawła II, kiedy w pewnym momencie mówił: «Pozwólcie mi odejść». Szkoda, że tak mało myślimy o odchodzeniu w naszej codzienności – to inaczej ustawiałoby nasze życie. Dzisiaj widzę to wyraźnie. Wdzięczność i miłość.
Dzisiaj to mocno wybrzmiało. Miłość do siebie. Jak mogę być sobie światem? Co znaczy kapłan bez parafian? Bez ludzi. Nic. Byłem wyświęcony po to, żeby służyć swoim braciom i siostrom. Wzajemnie sobie służymy, niesiemy nasze powołania do nieba. Są rzeczy ostateczne”.
I poruszenia poruszające
„Jeżeli zechcę zobaczyć Panią naprawdę, zobaczę kogoś najpiękniejszego, stworzonego przez Boga, ale jeżeli nie będę chciał Pani zobaczyć, to będę obrażony, będę widział inaczej”.
Dalej słyszę: „Modlimy się tutaj. Czytamy. Rozmawiamy. Spacerujemy. Jest wśród nas trochę dusz artystycznych. Czytamy swoje wiersze.
Czy czujemy lęk przed odchodzeniem? Jesteśmy bardzo spokojni o odchodzenie. Księża są pięknie przygotowani na spotkanie z Panem Bogiem. Nie spotkałem takiej sytuacji, w której miałbym jakieś poważne wątpliwości. Nie spotkałem.
Proszę pomyśleć, jakie to musi być piękno, które nam, wierzącym, zostało obiecane: ani ucho nie słyszało, ani oko nie widziało, co Pan tu przygotował tym, którzy Go słuchają. Nic więcej. Nic”.
Tyle
Słyszę: „Czuję, jakbyśmy się znali lata”. Dziękuję. Mnie się również dobrze rozmawiało.
Słońce na twarzy. „A jak mąż ma na imię? Dzieci?”. Po czym sama wpraszam się na kawę. „Jak będę następnym razem, na pewno” – obiecuję. „Zapraszam, zawsze”.
To opowieść fragmentaryczna, niezredagowana. Przytoczone wypowiedzi to nie dokładne cytaty, nie zapisana rozmowa, lecz to, co wychwyciło moje serce. Zgodnie z wolą rozmówcy.