MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE
Mowa ciała
Umiejętność czytania niewerbalnych sygnałów dawanych przez bliską osobę jest jedną
z podstawowych umiejętności nie tylko menedżerów, handlowców czy polityków,
ale przede wszystkim małżonków.
ANNA I OLGIERD UNOLDOWIE
Wrocław

DEPOSITPHOTOS
Według psychologów podczas rozmowy tylko 35 proc. informacji przekazywanych jest słownie, pozostałe 65 proc. to komunikacja niewerbalna. Ta komunikacja, nazywana też mową ciała, opiera się m.in. na ekspresji twarzy, kontakcie wzrokowym, pochyleniach głowy, kierunku ustawienia bioder i stóp, sposobie gestykulacji dłońmi i ramionami, sile i intonacji głosu czy utrzymywanej odległości od rozmówcy. Okazuje się, że język ciała może przekazać więcej emocji i treści niż język słów, ponadto zdarza się, że to mowa ciała może zdradzić prawdziwe intencje skrywane za nieszczerymi słowami. Dlatego też umiejętność czytania niewerbalnych sygnałów dawanych przez adwersarza jest jedną z podstawowych umiejętności menedżerów, handlowców czy polityków.
Zabrzmi to może zaskakująco, ale mowa ciała jest też przedmiotem refleksji… teologicznej. Święty Jan Paweł II w katechezach środowych dotyczących teologii ciała zauważył, że księga Starego Testamentu, zwana Pieśnią nad Pieśniami, jest w istocie rozwinięciem okrzyku zachwytu, który wydał Adam na widok Ewy: „Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!” (Rdz 2, 23). Papież mówił, że miłość oblubieńca i oblubienicy opisana na kartach Pieśni nad Pieśniami jest przedłużeniem i rozwinięciem tego, co się rozpoczęło między mężczyzną i kobietą jeszcze w raju. Ten miłosny dwugłos i dialog zakochanych dzieje się nie tyle i nie tylko w warstwie werbalnej, lecz także poprzez gesty i zachowanie, poprzez właśnie mowę ciała. Ojciec Święty zauważył, że ten okrzyk mężczyzny na widok kobiety wyraża zdziwienie i podziw, to samo zdziwienie i ten sam podziw przewijający się w Pieśni jako skutek zachwytu nad kobiecością oblubienicy i męskością oblubieńca.
To mowa ciała, wyrażającego się w kobiecości i męskości, staje się narzędziem komunikacji pomiędzy osobami. Komunikacji, która prowadzi do bliskości. Oblubieniec nazywa oblubienicę „przyjaciółką” (Pnp 4, 7), idzie nawet dalej, kiedy zwraca się do niej „siostro ma, oblubienico” (Pnp 4, 9). Jan Paweł II, komentując te słowa oblubieńca, mówił o „bezinteresownej czułości”, którą potrafią obdarzyć się „brat i siostra” w swoim człowieczeństwie.
Tak daleko może sięgać bliskość oblubieńcza. Poprzez mowę ciała – wyrażającą przede wszystkim stałą uważność na drugą osobę, troskliwie pielęgnowaną wzajemną fascynację, to ciągle odnawiane wzajemne zdziwienie i podziw – można budować prawdziwą i głęboką więź. Mowa ciała wymaga jednak stałej gotowości do dialogu, w którym odkrywamy siebie nawzajem. Jesteśmy bowiem często dla siebie „ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym” (Pnp 4, 12). Jesteśmy dla siebie tajemnicą. Różnimy się fizycznie i to już na poziomie komórkowym, inaczej odbieramy otaczający nas świat, pochodzimy z różnych domów, mamy często inne temperamenty. To wszystko i jeszcze więcej jest z jednej strony źródłem wzajemnej fascynacji, a z drugiej – powodem nieporozumień. Miłość, również ta potwierdzona sakramentalnie, nie sprawia, że automatycznie rozumiemy się bez słów, a nasza mowa ciała jest oczywista i zrozumiała. To, że on czy ona mnie kocha, nie oznacza wcale, że wie, czego pragnę, czego się boję, o czym myślę, czego oczekuję. O tym wszystkim muszę jej czy jemu zakomunikować, dobierając odpowiednie słowa i mowę ciała. Czasami też mogą nas zwieść lata spędzone razem i przekonanie, że już wszystko o sobie wiemy.