Czytanie książek to same korzyści

Dziś można czytać tradycyjnie, trzymając książkę w dłoni, lub na czytniku e-booków,
a także można słuchać książki w formie audiobooka. Im bardziej dostępne są książki,
a czytanie łatwiejsze, tym mocniej spada czytelnictwo.

MARIA WANKE-JERIE

Wrocław

DEPOSITPHOTOS

W ciągu roku 56 proc. Polaków nie przeczytało ani jednej książki – wynika z badania Krajowego Instytutu Mediów z 2022 r., a raporty Biblioteki Narodowej o stanie czytelnictwa wskazują na podobne wyniki. Po jedną do dwóch książek sięgnęło 16,4 proc., od trzech do czterech przeczytało zaledwie 10 proc., a pięć i więcej – 17,5 proc. badanych. Zainteresowanie książką spada wraz z wiekiem. Mężczyźni czytają mniej chętnie: książki w ręku nie miało aż 64 proc. z nich, podczas gdy wśród kobiet wskaźnik ten wynosi 48,8 proc., czyli mniej niż połowę.
Czytanie to uniwersalna aktywność, która przynosi niezliczone korzyści. Z brytyjskich badań wynika, że czytanie przez zaledwie 6 minut może zmniejszyć poziom stresu o 68 proc. Czytanie zwiększa empatię i inteligencję emocjonalną, poprawia jakość snu, koncentrację i skupienie, a nawet może zmniejszyć ryzyko zachorowania na chorobę Alzheimera. Dzieciom, którym czyta się w domu, udaje się osiągnąć lepsze wyniki w szkole, ponieważ czytanie zwiększa zasób słownictwa i poprawia umiejętność pisania. Mimo to aż 42 proc. absolwentów szkół wyższych w Stanach Zjednoczonych po ukończeniu studiów nigdy więcej nie przeczytało żadnej książki. Ciekawe, jaki byłby ten wskaźnik w Polsce, zwłaszcza że przeciętny Amerykanin czyta więcej – według niektórych badań średnio aż 12 książek rocznie, a tylko 48,5 proc. dorosłych Amerykanów nie przeczytało ani jednej książki w ciągu roku, co oznacza, że czytelnictwo w USA ma się lepiej niż w Polsce.
Podczas wakacji spędzanych z rodzicami zawsze towarzyszyły nam książki.

Po przyjeździe na miejsce wypoczynku pierwsze kroki kierowaliśmy do miejscowej biblioteki i wychodziliśmy z książkami dla każdego, to znaczy dla rodziców i dla nas – mnie i mojej siostry. Od wczesnego dzieciństwa lubiłyśmy czytać i rozmawiać o książkach. Dlatego też czasem czytałyśmy tę samą książkę głośno, zmieniając się co jakiś czas w roli lektora. Nasza mama pilnowała też, żeby na wakacje zabrać obowiązkowe lektury szkolne, zwłaszcza te obszerniejsze pozycje. Początkowo bardzo tego nie lubiłyśmy, jednak szybko odkryłyśmy, że ta sama książka, przeczytana wcześniej, bez szkolnego obowiązku, sprawia bez porównania większą przyjemność. Dlatego sięgałyśmy po nie wcześniej. W pierwszych latach szkoły podstawowej przeczytałyśmy Krzyżaków i Trylogię Sienkiewicza, a także zachwycałyśmy się Panem Tadeuszem, zanim twórczość Adama Mickiewicza stała się tematem naszych lekcji.
Dziś młodzież, nawet ta czytająca, niechętnie sięga po tę literaturę. Niedawno zdałam sobie sprawę, że barierą jest język – dla współczesnych dzieci mniej zrozumiały niż dla pokolenia ich rodziców, a tym bardziej dziadków, czyli mojego pokolenia. Kiedyś usłyszałam od polonistki i jednocześnie matki dziewczynek w wieku dziewięciu i jedenastu lat opinię, że może warto zrezygnować z powieści Sienkiewicza jako lektur szkolnych, ponieważ dzieci zraża język, którego nie rozumieją. Uważam, że obserwacja jest słuszna, nie zgadzam się jednak z wnioskiem. Byłoby to moim zdaniem zubożenie zarówno wychowania patriotycznego, jak i pozbawienie dzieci ważnego kodu kulturowego. A może by tak uwspółcześnić język Trylogii?