Z pamiętnika Pluszowego Mnicha
Gienek, Fryderyk i cierpliwość

ILUSTRACJA MWM
– Jak tam? Gotowe wszystko na obiad? – Fryderyk zajrzał do kuchni, gdzie Gienek pod nieobecność pani Basi przygotowywał posiłek.
– Jeszcze nie – odpowiedział Pluszowy Mnich. – Zajęło mi to trochę więcej czasu, niż przewidywałem. Najpierw obierałem kartofle, ale jakieś takie kiepskie były, więc mi nie szło. Później nie mogłem znaleźć soli. Kiedy ją znalazłem, to…
– No dobra. Nie ma problemu! – zawołał szop i zniknął za drzwiami.
– …musiałem poczekać, aż się rozmrozi mięso – dokończył Gienek. – Mógłby chociaż poczekać, aż odpowiem na jego pytanie. No cóż… – mruknął do siebie i znów zajął się gotowaniem.
Tymczasem Freddy pobiegł do garażu, gdzie od samego rana próbował zrobić porządek z narzędziami i posegregować wszystko w pudełkach. Ta praca wymagała dużej dokładności i cierpliwości.
– To do tego, a tamto do tamtego. To tutaj, a to tam… – mówił pod nosem szop. – Ech… Poukładanie gwoździ w jednym pudełku, a śrubek i nakrętek w drugim to mnóstwo roboty.
– Tak, ale potem, gdy nagle czegoś potrzebujesz, to nie marnujesz czasu na szukanie – skomentował ksiądz Piotr, który właśnie wszedł do garażu.
– Też prawda, ale teraz za to tracę dużo czasu! – jęknął Freddy.
– Ale przecież w tym momencie nie masz nic innego do roboty, więc w pewnym sensie oszczędzasz czas na przyszłość, gdy ci go będzie brakowało.
– Niby jak?
– Na przykład kiedy pan Henio będzie na drabinie, coś będzie przybijał i zawoła do ciebie: „Freddy, podaj mi gwóźdź!”. Wtedy weźmiesz czerwone pudełko i mu podasz. Gdyby wszystko było pomieszane, to zanim znalazłbyś to, czego potrzebuje, to on na tej drabinie zapuściłby korzenie.
– Aha. Rozumiem. Trzeba cierpliwie wszystko uporządkować, żeby potem było łatwiej.
Cała praca nie trwała wcale aż tak długo, więc wkrótce zadowolony Freddy zamknął pudełka i pobiegł do domu.
– Jest już obiad? – wrzasnął od progu.
– Jeszcze chwila, bo… – zaczął Gienek.
– No dobrze, dobrze. Nie musisz się tłumaczyć. Mimo że jestem straszliwie głodny, to cierpliwie zniosę tę niewygodę.
– Ćwiczysz się w cnocie cierpliwości? – zapytał ksiądz, nakrywając do stołu.
– Nie. Ale przy tej pracy w garażu modliłem się, żeby Pan Jezus dał mi swoją łaskę, ponieważ wcale nie chciało mi się wytrwale czekać. No i Pan Bóg dał mi trochę ze swojej cierpliwości, bym mógł nie narzekać, ale krzywdy cierpliwie znosić.
– No proszę! – wykrzyknął zdumiony ksiądz. – Nawet nie spodziewałem się, że użyjesz katechizmowego spisu uczynków miłosiernych wobec duszy. Nie wiem tylko, jak to znoszenie krzywdy ma się do czekania na obiad.
– No niby nie ma, ale tak mi się przypomniało. A co by lepiej pasowało? – Byłoby lepiej, żebyś zamiast wymądrzać się i przytaczać definicje, pobiegł umyć łapki, bo obiad będzie za dwie minuty – podsumował Gienek, wynosząc z kuchni dymiącą miskę z kartoflami.
– O! Cierpliwość się opłaciła! Moje ulubione danie! – zawołał Freddy i ruszył do łazienki.
– „…z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości”. – Ksiądz Piotr zacytował po cichu List do Efezjan.
KS. PIOTR NARKIEWICZ