
O. OSKAR MACIACZYK OFM
Wrocław
Zobaczyć swoją śmierć
Kiedy przy kawie zacząłem opowiadać o ćwiczeniu duchowym, które proponuję uczestnikom prowadzonych przeze mnie rekolekcji parafialnych, moja znajoma zaprotestowała: „Lepiej o tym nie myśleć”. Jej sprzeciw był tak mocny, że poważnie zastanowiłem się, czy na pewno dobrze robię, poruszając ten temat. Pomyślałem, że rzeczywiście, przez wielu to, co właśnie robię, może zostać uznane za nietakt. Tak po prostu mówię, że proponuję słuchaczom, aby spojrzeli na swoje życie przez pryzmat własnej śmierci, tych momentów, kiedy przyjdzie się żegnać z najbliższymi i kiedy pojawi się myśl, że to są ostatnie chwile życia. Czterdziestoletnia kobieta odstawiła filiżankę kawy i pouczającym głosem zwróciła się do mnie, twierdząc, że trzeba żyć chwilą obecną, cieszyć się życiem, ludźmi, światem, czerpać pełną garścią, a nie myśleć o swojej śmierci. Nie jest to osoba chora, która zastanawiałaby się, czy kolejne wyniki badań dadzą jej nadzieję. Zacząłem zadawać sobie pytanie, jak przeżywają ten etap rekolekcji moi odbiorcy, kiedy przychodzi im o tym słuchać… a właściwie wykonać to ćwiczenie.
O czym myślą ludzie, kiedy umierają? Niektórzy odchodzą zupełnie świadomie. Czego żałują? Co chcieliby zrobić jeszcze raz, inaczej? Czy mają pragnienie cofnąć czas? Może właśnie to jest cierpieniem konającego, że już nie może spotkać się z tymi, o których teraz myśli. To ćwiczenie powinno być nam o wiele bliższe, aniżeli „wyobraź sobie, że wygrałeś miliony w loterii i musisz rozdysponować pieniądze” albo „właśnie stałeś się właścicielem najdroższego samochodu na świecie: dokąd pojedziesz w pierwszą podróż?”. Jakie są szanse wygrać w loterii i stać się posiadaczem najdroższego auta na świecie? Nawet pytanie: „co byś spakował w podróż dookoła świata, gdybyś miał zabrać tylko jedną rzecz?”, ma mniej wspólnego z rzeczywistością niż śmierć. Ona jest oczywista. Propozycja spojrzenia na swoje życie przez pryzmat tego realnego momentu daje nam więcej niż marzenie o aucie, wygranej i poczuciu wolności w podróży dookoła świata. Zakończone ćwiczenie duchowe, powrót myślami z łoża konania do „tu i teraz” daje ulgę. Jaką? Otóż, nie muszę już żałować, że nie zdążyłem się z kimś spotkać, żeby wszystko mu powiedzieć. Nie muszę cierpieć, że czegoś nie załatwiłem. Nie czuję bólu z tego powodu, że za mało poświęcałem czasu najdroższym dla mnie bliskim. Nie muszę już żałować, że za mało zachwycałem się pięknem świata, kiedy pracoholizm zwyciężał. Nie muszę wołać ze łzami: „I co ja miałem z tego życia, które było takie, a nie inne”. Nie muszę już żałować, ponieważ wyobrażenie pękło jak bańka mydlana.
Właściwie to nie muszę żałować, gdyż ten moment jeszcze nie nadszedł. Nie wiemy, jak będzie w chwili śmierci. Już umieramy – tyle wiemy. Jesteśmy w tym czasie i w tym miejscu, do którego kiedyś będziemy chcieli wrócić.