„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

Jasne wyrazy wielkości

„Nie wierzę, no bo tak!”
Wierzę, no bo tak?

BP MACIEJ MAŁYGA

Wrocław

Argument waży więcej. Świadectwo
i argument jeszcze więcej

UNSPLASH.COM

Święty Ignacy Antiocheński mówił: „Chrześcijaństwo nie jest dziełem perswazji, lecz wielkości” (List do Rzymian), ale ta wielkość potrzebuje rozumnej narracji. Dla ukazania prawdy stwierdzeń wiary (np. „Jezus zmartwychwstał”), czyli ich zgodności z rzeczywistością, mamy więc przekonujące argumenty (wnioski płynące z prawdziwych przesłanek) oraz znaczące poszlaki (słabsze niż argumenty, ale i tak prawdopodobne).
Fair play
Wielkości wiary nie można ukazywać za pomocą nieuczciwych chwytów, jakie opisuje Artur Schopenhauer w Erystyce, czyli sztuce prowadzenia sporów: wyprowadzanie przeciwnika z równowagi, „bezczelne ogłoszenie swego tryumfu” („Jeżeli przeciwnik jest nieśmiały lub tępy, a sami posiadamy sporą dozę bezwstydu i mocny głos, może się to udać bardzo łatwo”), zmiana tematu, zagadanie, nagromadzenie bezsensownych słów. Wielkości słowa Bożego te chwyty są obce.
Poniżej garść przykładów zamętu, w jaki mogą wpaść „obie strony”.
Gdzie logika?
Gdy ktoś zarzuci wierzącemu: „Nie ma dowodów na istnienie Boga, więc On nie istnieje”, nie ma sensu odpłacać podobnym: „Nie ma dowodów na nieistnienie Boga, więc On istnieje”. Brak dowodów oznacza „nic”, nie da się nic stwierdzić; można sobie razem posiedzieć i na siebie popatrzeć.
Tyle samo warte jest przerzucanie się zdaniami apelującymi do emocji słuchaczy: „To ateista, nie ma sensu z nim rozmawiać” lub „To chrześcijanin, nie ma sensu z nim rozmawiać”. Sam fakt, że ktoś się nawrócił, więc ma wiedzieć lepiej, też nic nie znaczy sam w sobie: „On ma rację, bo kiedyś był ateistą, ale stał się wierzący i został księdzem”. Ale co, gdy znów stanie się ateistą?
Liczba zwolenników przywoływana w hasłach w rodzaju: „Uwierz w Jezusa, bo miliardy ludzi na świecie już wierzą”, to też nie argument – ile miliardów nie wierzy? Ilu wierzyło na początku? To samo tyczy się zdania: „Większość naukowców uznaje Biblię za zbiór legend”. Liczą się argumenty (poza tym, kto tę „większość” policzył?). Może więc odwołać się do „autorytetów”? Ale do których? Jedni są za, inni przeciw, do tego zmieniają zdanie. Genialny fizyk wierzy (lub nie) w Boga nie dlatego, że jest genialnym fizykiem.

Gdzie rozum?
Do nieuczciwych chwytów należy granie na próżności drugiej strony rozmowy: „Jesteś inteligentny, więc powinieneś (nie) wierzyć w Boga” lub „Bądź oryginalny. Uwierz (lub nie) w Jezusa”. Rolę odgrywa też własna próżność, z cichym założeniem: „Skoro to moje osobiste przekonanie i jestem go pewien, to musi być ono wiążące dla innych”, po którym zapada wyrok: „Wiadomo, że Jezus (nie) był Synem Bożym” albo „Nie mieści mi się w głowie, że Bóg narodził się z Dziewicy. To nie mogło się stać”. Dlaczego nie mogło? Mogło.
Przeciwskuteczne jest uparte trzymanie się jednego argumentu, wyraźnie słabszego od innych, ale za to „mojego ulubionego”: „Bóg istnieje. Najlepszym dowodem na to jest życie i działalność świętego X” lub „Ewangelia według Mateusza nazywa Józefa synem Jakuba, a według Łukasza synem Helego. Bóg nie istnieje”. Lenistwo dotyka więc także rozumu: „Nie znam się, ale się wypowiem. Jezus (nie) istniał. Mogę twierdzić, co chcę”.
Dziwaczne jest powoływanie się na argumenty, które mogą pojawić się w przyszłości: „Nauka kiedyś udowodni, że Bóg stworzył świat (lub że nie stworzył)”. Spekulację stanowi też powoływanie się na rzekome zdarzenia w przeszłości: „Gdy przepisywali Ewangelie, na pewno dokonali manipulacji”.
Dla stwierdzenia prawdziwości nie wystarczy odwoływanie się do „pozytywnych skutków” twierdzenia: „Musi coś istnieć po śmierci, bo jakże mógłbym przestać istnieć na zawsze?”. W sumie to dlaczego nie (argument!)? Albo: „(Nie) wierz w Boga, a świat stanie się dla ciebie bardziej przyjazny”.
Desperackie uzasadnienia
Grożenie przykrymi skutkami jest nic niewarte w kwestii prawdy: „Zacznij chodzić do kościoła, bo nie dostaniesz bierzmowania” lub „Przestań chodzić do kościoła, bo nie dostaniesz awansu”. Pożałowania godny jest unik: „Ale za to ty/u was…”, gdy na zdanie: „Za zmartwychwstaniem przemawiają świadectwa o pustym grobie i chrystofaniach”, ktoś odpowie: „Ale za to u was księża nie płacą podatków” (płacą). Objawem argumentacyjnej bezradności jest pozbawione sensu użycie słów dających pozór logiki: „ponieważ”, „z powodu”, „dlatego też”. Ostatnią (i fałszywą) deską ratunku wydaje się być stwierdzenie „Nie wierzę – no bo tak!” (just because!) lub „Trzeba w coś wierzyć!”.
Nie trzeba. Można i jest to rozumne.

Warto: poznać metodę „Rozmowy
w Duchu Świętym”.