MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE
Pochwała codzienności
Nasza codzienność nie musi być szara, nie musi, a nawet nie powinna, być czasem
gorszym od wyjazdu wakacyjnego. Wręcz przeciwnie, dobrze przeżyta, zaplanowana,
z darem czasu dla najbliższych przyniesie owoce, które nas jeszcze zaskoczą.
ANNA I OLGIERD UNOLDOWIE
Wrocław
DEPOSITPHOTOS
Przed nami początek września i aż chciałoby się powtórzyć słowa piosenki Jerzego Połomskiego, który śpiewał kiedyś: „A mnie jest szkoda lata”. Szkoda nam lata, które – trochę „niespodziewanie” – dobiega końca. Pewnie znowu mamy setki, jeżeli nie tysiące zdjęć w telefonie, sporo nowych wrażeń, niezapomnianych chwil i przeżyć. Może nawet niektórzy z nas już myślą o kolejnych wakacjach i zaczynają planować lato za rok. Kończy się czas beztroski dla dzieci i młodzieży, powrót do szkoły i nauki jest nieunikniony. Tak jak nieunikniony dla rodziców jest związany często z obowiązkami szkolnymi ich pociech kierat codziennych i dodatkowych obowiązków, jak zawożenie i przywożenie z lekcji, na lekcję, basen, język obcy, gitarę czy trening, nierzadko też pomoc w nauce (choć od kwietnia prace domowe w szkole podstawowej stały się nieobowiązkowe). Jednym słowem urlop dla dorosłych, a okres wakacji dla dzieci może jawić się jako jedyny w roku czas upragniony i pożądany, godny zaplanowania i maksymalnego wykorzystania.
A tymczasem naszą codziennością jest właśnie… nasza codzienność, nasze „tu i teraz”, przerywane tylko sporadycznymi urlopami i wakacjami. To w tej nierzadko „szarej” codzienności dzieją się zwykle najważniejsze w naszym życiu sprawy dotyczące życia osobistego, małżeńskiego i rodzinnego. W krótkich okresach wypoczynku nie nadrobimy braków wynikających z zaniedbań naszej powszedniości, co najwyżej możemy niektóre z nich złagodzić. Lubimy nasze wakacyjne większe lub mniejsze wyjazdy nie tyle z powodu atrakcji z nimi związanych – choć zapewne są one dodatkowymi
walorami – ile raczej dlatego, że możemy po prostu mieć więcej czasu dla siebie: mąż dla żony, żona dla męża, rodzice dla dzieci, przyjaciele dla przyjaciół. Więcej czasu dla siebie samej i siebie samego, więcej czasu dla Boga. To „więcej czasu” oznacza nieśpieszne przeżywanie wspólnej chwili, smakowanie dzielenia się sobą, wzajemne wysłuchiwanie się do końca.
Ale to wszystko można mieć też w codzienności. Owszem, wymaga dodatkowego wysiłku: zaplanowania randki ze współmałżonkiem, odłożenia wszystkiego, kiedy dziecko przychodzi z bardzo ważną dla siebie historią, umówienia się na spotkanie z przyjaciółmi i dawno nieodwiedzaną ciocią. Zasłaniamy się najczęściej brakiem czasu. To prawda, a jednocześnie największe kłamstwo, któremu się poddajemy. Warto zapytać się, idąc za słowami św. Mateusza, gdzie jest mój skarb, gdzie jest moje serce, co jest dla mnie tak naprawdę ważne, a nie co pozostaje tylko w świecie deklaracji. Ile czasu potrafię w ciągu dnia, tygodnia i miesiąca po prostu zmarnować. Nawet nie trzeba chyba w tym miejscu wymieniać możliwych przyczyn. Czy rzeczywiście moja relacja z małżonkiem, dzieckiem, kimś z rodziny, wreszcie z samym Bogiem jest mniej istotna od najświeższych wiadomości ze świata i kolejnego odcinka serialu? Czy tak trudno znaleźć czas w tygodniu na wypitą bez pośpiechu kawę z żoną lub mężem, podczas której nie będziemy omawiać tych wszystkich bieżących i super pilnych spraw, a zapytamy, jak się czuje, o czym myśli, marzy? Czy naprawdę nie jest możliwe znalezienie czasu dla naszego nastolatka, wysłuchanie go do końca, bez natychmiastowego dawania jedynie słusznych rad?

