KS ANDRZEJ DRAGUŁA
Zielona Góra
Bez wtyczki
Ktoś mi przysłał ciekawy filmik. W jednym ze starych luterańskich kościołów w Amsterdamie – które najczęściej są puste, nie mają bowiem ławek jak nasze katolickie świątynie – zebrało się około 250 osób, aby spędzić czas bez smartfonów. Na filmie widać w większości młodych ludzi, którzy czytają książki, wspólnie wykonują jakieś prace plastyczne, słuchają muzyki, rozmawiają ze sobą. Inicjatywa miała na celu digital detox, czyli „cyfrowe odtrucie”, a jej pomysłodawcą jest The Offline Club z Amsterdamu.
Ten nowy trend w życiu społecznym ostatnio się rozwija. Amerykański psycholog społeczny Jonathan Haidt opublikował niedawno bestsellerową książkę. Jej tytuł i podtytuł są znamienne: The Anxious Generation: How the Great Rewiring of Childhood Is Causing an Epidemic of Mental Illness (Lękliwe pokolenie. W jaki sposób wielkie przemeblowanie dzieciństwa powoduje epidemię chorób psychicznych). Zaproponował tam cztery nowe reguły wychowania młodego pokolenia: 1) bez smartfonów do czasu liceum (high school), 2) bez mediów społecznościowych do 16. roku życia, 3) szkoły wolne od smartfonów, 4) więcej niezależności, wolnej zabawy i odpowiedzialności w świecie realnym. Odkąd nasze życie się zdigitalizowało i stworzono wiele nowych technologii pozwalających na wzajemną kontrolę, zatraciliśmy spontaniczność, cierpliwość, wolność, ale także doświadczenie ryzyka. Wolność jest naturalnym i koniecznym stanem, w którym młody człowiek pokonuje swoje lęki, uczy się niezależności, podejmowania decyzji i odpowiedzialności. Tylko w relacji do wolności kształtują się jego kompetencje społeczne. Dzisiaj jednak jest nieustannie kontrolowany, stale „podłączony” pod wiele technologii, aplikacji, mediów, które sprawiają, że jego życie dzieje się nieustannie on-line. Dlatego jednym z koniecznych elementów rozwoju młodego człowieka jest „wyciągnięcie wtyczki”.
Eleanor Catton, nowozelandzka pisarka i laureatka literackiej Nagrody Bookera, przyznała, że od ośmiu lat nie korzysta z mediów społecznościowych, ponieważ – jak twierdzi – „degenerują nas”. O takim niebezpieczeństwie mówiono już przed laty. Social media, czyli Internet pozwalający na nieustanną konektywność, a więc stałe podłączenie do technologii i jednocześnie połączenie ze sobą nawzajem, dają złudzenie brania udziału w prawdziwym życiu. Człowiek ekranowy słyszy i widzi świat przetworzony. Nawet idąc brzegiem morza, zagłusza szum jego fal, ponieważ mu przeszkadzają. Podobnie jest z biegającymi po lesie. Przeszkadza im śpiew ptaków. Jest chyba zbyt naturalny. Nie, nie jestem oczywiście za tym, by nasze kościoły zamienić na azyle unplug, ale – przyznaję – z niepokojem patrzę na wszelką technologizację wiary, w tym nadmierne rozpowszechnienie liturgicznych transmisji on-line, co nam zostało w spadku po pandemii. Ekran nigdy nie umożliwi bezpośredniego doświadczenia życia. A bez niego nie ma chrześcijańskiej wiary.