Harcerstwo to kwestia wartości

O Związku Harcerstwa
Rzeczypospolitej,
harcerskim powołaniu
i współczesnych
wyzwaniach
z phm. Olgą Wójcik
i ks. phm. Adamem
Kwaśniewskim,
rozmawia

WOJCIECH IWANOWSKI

„Nowe Życie”

Harcerka ze Szczepu Drużyn Harcerskich i Zuchowych „Niezłomni” ZHR
podczas Święta Niepodległości w Jedlni-Letnisku, 11 listopada 2015 r.

KRYSTYNA PIOTROWSKA/FOTO GOŚĆ

Wojciech Iwanowski: Harcerzem się jest czy się bywa?
Olga Wójcik: W przyrzeczeniu każdy harcerz obiecuje, że ma szczerą wolę całym swoim życiem pełnić służbę Bogu i Polsce, co samo w sobie sugeruje odpowiedź. Każdy jest inny i każdemu się błędy i upadki zdarzają, ale zasadniczo zarówno wartości, jak i umiejętności zdobyte w harcerstwie oddziałują mocno na wszystkie aspekty naszego życia, nie tylko w drużynie czy w gromadzie.
Powiedziałaś, że harcerstwo wpływa na inne aspekty życia. Jakie?
OW: Przede wszystkim jest to kwestia wartości. Harcerstwo ofiaruje nam zasady – kodeks, którym trzeba się kierować. Przez jego pryzmat patrzy się na otaczający świat i swoje w nim miejsce. Wpływa to choćby na wybór drogi życiowej – studiów.
Ks. Adam Kwaśniewski: Pamiętam spotkanie ze starszym harcmistrzem, który zabrał mnie do lasu. Układaliśmy próbę na stopień, był wieczór, bardzo mocno padało i trzeba było rozpalić ognisko. Byłem jeszcze świeży, nieopierzony, bez żadnego stopnia. Myślałem: „Tak mokro wszędzie w tym lesie, to z czego my to ognisko rozpalimy?”. Starszy druh pokazał mi wtedy, że wystarczy popatrzeć do góry. Tam, w górze, są zeschłe gałęzie, które można wziąć. Nadają się idealnie na ognisko.
Tak jest z harcerstwem. Człowiek zaczyna dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widział. Nawet nie chodzi o to, że na spacerze w parku zastanawiam się, jak by się to paliło. (śmiech) Harcerstwo uczy prostej zaradności, uczy po prostu życia szczęśliwego, niezależnie od okoliczności zewnętrznych. To jest codzienność pewna. Tak naprawdę nie ma znaczenia, czy jesteśmy w lesie, czy w miejskiej dżungli – pewne mechanizmy pozostają niezmienne: można być tak samo radosnym podczas obozu w lesie, jak i w czasie spaceru po mieście. Harcerstwo tego uczy.
OW: Zaangażowanie w harcerstwo bardzo mocno uczy organizacji czasu. Często mnie pytają znajomi ze studiów, dlaczego nie zrobię sobie przerwy od harcerstwa – choćby na rok, skoro mam takie trudne studia [Olga studiuje prawo – przyp. WI]. Odpowiadam: „Dlaczego na rok?”. Wtedy bym miała za dużo wolnego czasu i wiem, że bym go marnowała. Harcerstwo uczy tego, że jest się ciągle w ruchu.
Adamie, jesteś księdzem katolickim, kapłanem. Jak harcerstwo wpływa na Twoją kapłańską tożsamość?
AK: Harcerstwo to powołanie jak każde inne – tak jak jest ksiądz, który się opiekuje ministrantami czy scholą, tak samo i ja jestem z harcerzami. To, co jest wyjątkowe, to doświadczenia modlitwy na łonie przyrody. Można dotknąć takiego świata, jaki Pan Bóg dla nas przygotował. Należy pamiętać, że kapłaństwo i harcerstwo – oba powołania – są rodzajem służby. W ZHR-ze istotne są zależności służbowe – tak samo jak w Kościele hierarchia. Ktoś jest przewodnikiem, ktoś – harcmistrzem, ktoś inny – młodzikiem. Wydaje się rozkazy, mamy przełożonych. Ale to nie zmienia faktu, że wszyscy dla siebie jesteśmy przyjaciółmi. I w tym chyba tkwi istota rzeczy – w sprawach organizacyjnych czuwa ktoś, kto decyduje. W codzienności łączy nas doświadczenie modlitwy w grupie ludzi, którzy chcą być ze sobą, z własnej woli, lubią się, mają wspólne przeżycia – to jest coś pięknego. To stanowi naprawdę inny rodzaj modlitwy, bardziej głęboki. Tak to widzę.
Jesteście członkami ZHR-u. Rozwińcie, proszę, ten skrót i powiedzcie, czym różnicie się od innych organizacji skautowych, a także kim jesteście w swojej organizacji.
AK: Jestem kapelanem okręgu dolnośląskiego ZHR-u. Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej to jest organizacja, która zrodziła się z rozdzielenia Związku Harcerstwa Polskiego. ZHR ma swoje korzenie w ruchu lat 80. XX w., który się nazywał Kręgiem Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego. Członkowie tego ruchu postulowali, żeby w harcerstwie przywrócić pewne wartości przedwojenne, jak przywiązanie do Boga, ojczyzny, honoru czy godła, w którym orzeł jest w koronie. Wówczas nie było to oczywiste i powszechnie akceptowane.
Można powiedzieć, że jesteśmy harcerską drogą środka: w całym spektrum wychowania opartym na zastępach, samowychowaniu, obozie letnim, ale z takim naciskiem na techniki harcerskie, na to, żeby rozpalić ognisko czy zbudować sobie schronienie. Są również takie organizacje, jak na przykład Skauci Europy, gdzie wiara – a ksiądz jest symbolem tej wiary w drużynie – jest najistotniejsza. W Skautach Europy mówimy o tandemie wychowawczym, który tworzy kapłan i drużynowy. ZHR nie ma formalnie przymusu, żeby był kapelan. Ksiądz ma tutaj głos wyłącznie wtedy, gdy mówi z sensem. Jeżeli mówi coś bez sensu, to można go nie słuchać. To jeden z powodów, dla którego zdecydowałem się być w ZHR-ze. Tych powodów było wiele: chyba na początku trzeba wymienić te osobiste – miałem znajomych, którzy byli harcerzami.
Fascynowało mnie to, że tutaj, żeby dać coś od siebie jako ksiądz, to muszę się wysilić. To nie jest tak, że ludzie sami do mnie przyjdą ze względu na to, że jestem kapłanem, i zapis w regulaminie, że musi być Msza św. szczepu raz na tydzień. Harcerzy trzeba dla Chrystusa zdobyć, co daje mi – jako kapłanowi i harcerzowi – wiele pasterskiej satysfakcji.
OW: Ja prowadzę gromadę zuchenek, czyli dziewczynek w wieku 7–11 lat, i jestem też wicehufcową, czyli zastępczynią druhny kierującej ciałem, które zrzesza kilka gromad oraz drużyn z Dolnego Śląska. Obecnie prowadzę gromadę, do której sama kiedyś należałam jako zuchenka.
Na pewno wyróżnia ZHR otwartość i ukierunkowanie na wartości. Mimo że jesteśmy organizacją nastawioną pozytywnie wobec wiary, Kościoła, to nie wykluczamy tego, że może przyjść do nas ktoś, kto inaczej patrzy na świat. Są jednak piękne przykłady osób, które się nawróciły w ZHR-ze. Byli tacy, którzy przyjmowali Pierwszą Komunię św. na obozie.

Zostając instruktorem, trzeba być pewnym, że chce się przekazywać dalej te konkretne wartości. Zaproszony jest jednak każdy. Uważam, że to jest super.
AK: Warto dodać, że okręg tworzą chłopcy i dziewczęta, zgromadzeni w męskich bądź żeńskich drużynach i gromadach. W ZHR-ze – w przeciwieństwie do ZHP – nie ma koedukacji. To jest fajne. Pamiętam obóz, na którym była drużyna żeńska przez cały wyjazd obrażona na cały świat, ponieważ tym razem nie było obozu męskiego. Podziału, który jest w naszej organizacji, nie należy postrzegać jako izolacji. Spotykamy się, znamy, lubimy. Praca śródroczna odbywa się osobno i to jest ogromna zaleta; każda z gromad i drużyn ma swoją dynamikę w tej kwestii.
OW: W tym też jesteśmy pośrodku: ZHP ma pełną koedukację, a skauci mają jasny podział na chłopców i dziewczęta.
Z harcerzami kojarzy się hasło: „Całym życiem przygoda”. Jak to wygląda z perspektywy harcerskiego weterana, który ma już za sobą różne funkcje – od bycia zastępowym, drużynowym po funkcję w hufcu? Jak ta przygoda wyglądała na różnych etapach Waszego bycia w organizacji?
AK: Pamiętam, jak mój hufcowy mówił kiedyś, że najlepszą częścią bycia w harcerstwie jest bycie drużynowym. Najpierw tego nie rozumiałem, później zostałem drużynowym i denerwowałem się na wszystko: na formalności, dokumenty, różne rzeczy. Przestałem pełnić tę funkcję i tęsknię do tego do dzisiaj. Lubię do tego wracać, siadać przy ognisku i opowiadać o wszystkich krainach, które się z drużyną zdobyło. Takie historie są fantastyczne. Kiedy spotykam się z harcerzami, to jak zaczniemy wspominać…
OW: Tych przygód było i wciąż jest naprawdę wiele. Kiedy je opowiadam, to znajomi ze studiów mówią ze zdziwieniem i podziwem: „Wow!”. Z drugiej strony dostrzegam tę – nazwijmy to – przygodowość harcerstwa w małych, codziennych wyborach, w spontaniczności i odwadze, pewności druhów i druhen, którzy stanęli na mojej drodze. Ta przygoda to gotowość, że coś może się wydarzyć i że nie zawsze wszystko musi być idealnie zaplanowane.
Harcerstwo jawi się w Polsce często jako doświadczenie generacyjne. Było skautowe pokolenie Kolumbów, było czerwone harcerstwo lat 50. Była młodzież boomu lat 70. i 80. Jak na tym tle wygląda pokolenie harcerstwa III RP?
AK: Nasze pokolenie nie musiało do tej pory o nic walczyć, dzięki Bogu. Żyjemy jako ludzie wolni, co więcej, ta wolność jest nam zadana.
Współczesnych harcerzy wyróżnia wśród rówieśników fakt, że coś potrafią, są ludźmi, którzy nie boją się wyzwań. Nie ma rzeczy niemożliwych, jest pytanie, jak sprawę załatwić. Jeżeli czegoś nie są w stanie zrobić, to dlatego, że po prostu doba jest za krótka.
OW: Moim zdaniem jest w nas – harcerzach – chęć do służby i takie trochę romantyzowanie, marzenie o wielkich czynach, walce za ojczyznę. Szukamy możliwości do sprawdzenia się, stanięcia na wysokości zadania. Tak było choćby w przypadku służby na dworcu podczas kryzysu spowodowanego wojną na Ukrainie.
AK: Tak, ale jest pewien taki zmysł organizacji u współczesnych harcerzy. Był taki moment, kiedy angażowało się naprawdę mnóstwo wolontariuszy i każdy coś chciał zrobić, ale nie miał kto tego wszystkiego spiąć, nim pojawiły się służby wojewody. Na miejscu od początku pojawili się harcerze ZHR-u, a także instruktor, który to wszystko ogarnął: kwestie śmieci, służb, materacy, rozdawania jedzenia. Kiedy później z nim rozmawiałem, pytałem, czy było trudno. Stwierdził, że to łatwiejsze niż pionierka na obozie.
Często można usłyszeć, że bycie harcerzem się dziedziczy. To w ZHR-ze widać wyraźnie. Rodzice byli, dzieci są. A jak zachęcacie dzieciaki, które nie wynoszą z rodziny takich wzorców?
OW: Bardzo różnie i indywidualnie. Często rodzice przyprowadzają dzieci, ponieważ trzeba coś wcisnąć między szachami na 15:00 a basenem na 20:00 i są akurat dwie wolne godziny, więc trzeba czymś dziecko zająć. Harcerstwo jest traktowane, przynajmniej początkowo, jako kolejne zajęcia dodatkowe. W ten sposób pojawiają się też dzieci z niewierzących rodzin. Jest ich nawet więcej. Często takie dzieci są bardzo chętne. Dla nich przygodę stanowi podróż autobusem.
W przypadku dzieci młodszych na początku należy uświadomić rodzicom, dokąd je przyprowadzili, w jakim duchu chcemy dzieci wychowywać i co my w tej gromadzie robimy. Należy też uczciwie powiedzieć, że część opiekunów wtedy rezygnuje.
AK: Bardzo ważna jest współpraca z rodzicami. Tu nie ma w ogóle dyskusji. Jeżeli rodzice nie chcą, żeby w jakiejś modlitwie dziecko brało udział – nie musi. ZHR nie jest konfesyjny. Natomiast harcerstwo wymaga tego, żeby wziąć do ręki siekierę czy piłę. To jest coś, co możemy zaoferować, czyli pewną zaradność życiową, stawianie czoła trudnościom. Bywa, że rodzice tego nie rozumieją. Nie chodzi tu o złą wolę, ale o strach o własne potomstwo.
Macie jakieś harcerskie marzenia?
OW: Mam kilka! Chciałabym przekazać gromadę w dobre ręce. Marzy mi się Zlot Zuchmistrzowski zorganizowany w naszym okręgu dolnośląskim. Jeśli chodzi o marzenia dla całej organizacji, to chciałabym, żebyśmy zawsze stali pośrodku, żeby nigdy formalności, które też są potrzebne, nie zasłoniły nam istoty naszego harcowania i żeby w wirze dokumentów nie zginęła otwartość oraz chęć zrozumienia drugiego człowieka.
AK: Jako harcerz chciałbym kiedyś znów prowadzić drużynę. Często wracam myślami do czasu, kiedy byłem drużynowym. Jako ksiądz – kapelan – marzę o takim „harcerskim” miejscu, kaplicy, przy której można prowadzić duszpasterstwo – z naszym wystrojem, symboliką, patronem.