Szkoła, w której dzieci czują się dobrze

O zmianach w podstawie
programowej
likwidacji gimnazjów
i edukacyjnych marzeniach
z Ewą Skrzywanek,
Dolnośląską Kurator
Oświaty,
rozmawia
WOJCIECH IWANOWSKI
„Nowe Życie”
Wojciech Iwanowski: Pani Kurator, czy dobrze się dzieje w naszej oświacie?
Ewa Skrzywanek: Mam nadzieję, że tak. Widzicie Państwo ogromne zmiany i wyzwania, które stawia przed szkołami, nauczycielami i uczniami ministerstwo. Pierwszą z nich jest odpolitycznienie edukacji. Polityka nigdy w edukacji nie była dobrze widziana i żadne prądy ideologiczne nie powinny wpływać na kształcenie młodego człowieka. Edukacja nie lubi, kiedy się politycy w to wtrącają, i nie lubi zbytniej ideologizacji, w jakimkolwiek ona by nie szła kierunku.
Jestem uczennicą jeszcze okresu PRL-owskiego i wiem, że tamten czas nie był dobry, więc te ostatnie osiem lat, kiedy ministerstwo tak mocno naciskało na każdy niemal element edukacji – można powiedzieć, że od przedszkola po uczelnie wyższe – nie był wskazany i nie przysłużył się edukacji.
Wiele kwestii wymaga wciąż naprawy. Która jest według Pani najpilniejsza?
Uważam, że szkolenie i przygotowanie młodej kadry nauczycielskiej. Potrzebna jest tu współpraca pomiędzy Ministerstwem Edukacji a Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego. To jest szczególnie pilna sprawa, ponieważ za chwilę na emeryturę zacznie odchodzić najliczniej reprezentowane pokolenie nauczycieli. Uważam, że to jest pierwsze wyzwanie. Przyszli nauczyciele powinni być kształceni na studiach pedagogicznych, niekoniecznie kursach realizowanych „przy okazji”, jak często bywa. W programie takich studiów konieczny jest rozbudowany komponent psychologiczny i pedagogiczny. Potrzeba bardzo dobrej metodyki nauczania, z uwzględnieniem ciekawych rozwiązań, wykorzystaniem narzędzi cyfrowych.
Mam nadzieję, że to się zacznie dziać, ponieważ nauczyciel wchodzący dzisiaj do szkoły zderza się z rzeczywistością bardzo trudną, zwłaszcza jeżeli mówimy o wyzwaniach związanych z kompetencjami psychologicznymi. Nauczyciel nie jest przygotowany do tak wielu trudnych sytuacji, z którymi ma do czynienia we współczesnej szkole, do radzenia sobie z zaburzeniami psychologicznymi, dysfunkcjami czy depresją. Edukacja włączająca wymaga od nauczyciela całego spektrum umiejętności, wiedzy oraz rozpoznawania.
Myślę, że życie w świecie popandemicznym, ale też świecie cyfrowym, świecie zmieniających się stosunków społecznych, relacji w rodzinach, bardzo mocnego zabiegania dorosłych, powoduje, że dzieci mają dzisiaj wiele zaburzeń, deficytów i czują się często nieszczęśliwe, osamotnione. Szkoła powinna być miejscem, które jest lubiane, do którego się chętnie przychodzi i które daje szansę na uzupełnienie deficytów, dobre kształcenie i rozwój.
Aby było to możliwe, musi zmienić się polska szkoła, która jest mocno opresyjna. Nie pomogła też likwidacja gimnazjów.
Wspomniała Pani Kurator o gimnazjach. Ich utworzenie nam się w Polsce udało. Czy wcześniejszy system powinien wrócić?
Nie. Nie ma możliwości powrotu choćby dlatego, że to nie tylko jest problem ministerstwa, ale także samorządów. Proszę sobie przypomnieć, jaki był ogromny wysiłek jednostek samorządu terytorialnego, które budowały te gimnazja. I nagle zostało to zabrane. Dzisiaj zdarza się, że budynki pogimnazjalne stoją puste, niektóre z nich udało się świetnie dostosować do szkół podstawowych, ale proszę zauważyć, że wyposażenie gimnazjów było inne niż wymagane obecnie w szkołach podstawowych.
Kraj nie może sobie pozwolić na takie wielkie wydatki. Bardzo nad tym ubolewałam, bo najpierw widziałam likwidacje w szkołach podstawowych, które były zmieniane na gimnazja, likwidacje sprzętu i pracowni, a potem poszło to w drugą stronę. Dla mnie to wielka strata. Etap rozwojowy młodzieży w wieku 12–13 lat jest szczególnie trudny – zarówno dla młodego człowieka, jak i całego otoczenia. Ale szkoły gimnazjalne wypracowały sobie bardzo dobre rozwiązania, także wychowawcze. Widziałam, jak metodycznie, edukacyjnie, wychowawczo pracowano z uczniami gimnazjów, jak te dzieci wspaniale funkcjonowały. Znam to także z relacji nauczycieli licealnych.
Gimnazja stanowiły odbicie szybko zmieniającego się świata, który wymaga od człowieka mobilności. Mówimy o pełnej inicjacji edukacyjnej, społecznej, o dorastaniu. To przejście pomiędzy szkołą podstawową a gimnazjum było niezwykle ważne. Być może należało coś zmienić, a nie wyrzucać gimnazjum. Warto było zacząć szkołę podstawową w wieku sześciu lat i wydłużyć liceum czy szkoły ponadpodstawowe o rok, poszukać rozwiązań dla szkół branżowych. Wtedy uzyskalibyśmy doskonały efekt edukacyjny.
Przez lata pracowała Pani jako nauczyciel w szkole podstawowej, również w ośrodku metodycznym. Czy Pani zdaniem – z perspektywy pracy w edukacji – zmierzamy w dobrym kierunku?
Wyznaczenie edukacyjnego azymutu jest bardzo trudne w realiach podzielonego społeczeństwa, ale też tego, że straciliśmy osiem lat. Naprawdę uważam, że dla edukacji są to stracone lata. Przeładowano podstawy programowe, wiele zagadnień zideologizowano. Myślę, że należy odchudzić obecną podstawę programową, która jest zbyt szczegółowa.
Obecne ministerialne ruchy mające na celu ograniczenie zadań domowych to efekt, niestety, przeładowanych programów. Nauczyciele obciążali ucznia zadaniami, aby zdążyć z realizacją podstawy. Istotna jest kwestia pracy ucznia w domu, chociażby ze względu na budowanie obowiązkowości, rozwijanie umiejętności kształtowania pewnych nawyków. Słyszałam, że w Szwajcarii na robienie zadań domowych w klasie pierwszej szkoły podstawowej przeznaczone jest dziesięć mi- nut dziennie, w drugiej – dwadzieścia, a w trzeciej – trzydzieści.
Konieczne jest wprowadzenie ucznia w pracę metodą projektów. W dzisiejszej szkole nie ma na nie czasu, mimo że są zapisane w podstawie programowej. Praca tego typu uczy kreatywności, ukierunkowuje na cel i socjalizuje, gdyż opiera się na współdziałaniu w grupie. Kiedy obecni uczniowie pójdą do pracy, będą musieli pracować zespołowo, kontakować się, czasem nawet w różnych językach. Projekty więc kształcą kluczowe kompetencje.
Inny trudny temat: trwa dyskusja wokół zmian w kanonie lektur. Wiele osób wyraża swoje zatroskanie z tym związane. Jest się czego obawiać?
Po pierwsze, jeszcze nie wiemy, jak będzie wyglądała nowa podstawa. Jest bardzo dużo napięć po różnych stronach, wśród polityków i podzielonego społeczeństwa. Widać to w wielu dyskusjach, które toczą się w mediach, zarówno tych klasycznych, jak i elektronicznych. Jednak – trzeba to podkreślić – dopóki nie ma podstawy programowej, nie wiemy, jak będzie wyglądał kanon lektur. Pracują nad tym eksperci. Były konsultacje ogólnopolskie. Wiemy, że ogromna rzesza nauczycieli i osób prywatnych zgłaszała swoje wnioski. Uważam, że eksperci, ale też metodycy i nauczyciele, rzetelnie do tego podejdą. Natomiast proszę o spokój i cierpliwość oraz zaufanie. Zmiana zasadnicza podstawy programowej będzie dopiero w 2026 r.
Jesteśmy w okresie przejściowym, po ośmiu latach chaosu, nacisków i niesłuchania także młodych ludzi. Teraz to się zmienia. Młodzi ludzie są zapraszani do konsultacji, to właśnie z nimi dyskutujemy o zmianach, które zachodzą w polskiej szkole. Mamy dzisiaj wspaniałą młodzież, niezwykle aktywną, świadomą, rozwiniętą. Posłuchajmy również ich. To oni kiedyś będą rządzili Polską. Oni będą nami się opiekować. Angażowanie ich w proces przemian edukacji jest też wyrazem pewnej propedeutyki demokracji. Wszyscy tego obecnie potrzebujemy.
„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”?
Zdecydowanie. Uważam, że to hasło jest ponadczasowe. Posłuchajmy tej młodzieży, zapytajmy ją, co myśli choćby o lekturach, organizacji pracy szkoły. Pokażmy młodym ludziom, jak myślały wcześniejsze pokolenia. Możemy to zrobić poprzez ciekawą literaturę, a przy okazji uczmy analitycznego, logicznego myślenia. Dzięki temu nasze dzieci będą mogły porównywać i analizować różne rzeczy. Obcowanie z tym pozwoli im dyskutować o aktualnych dla nich wartościach, o trudnej codzienności, ale też o wielkich sprawach, jak Polska i Europa, ludzkie powinności. Niech to będą etyczne spory na podstawie tej literatury.
Przy czym ważne jest, aby nie opierać się na pewnej archaiczności. Musimy iść do przodu. Do tego konieczna jest znajomość literatury współczesnej. Najlepiej tej, która fascynuje uczniów. Jest to na przykład często lekceważona fantastyka: Tolkiena czy Lewisa, ale też rodzimych twórców, jak Lem i Sapkowski. W dyskusji wokół kanonu lektur istotna jest jedna, fundamentalna kwestia. Musimy wszyscy zrozumieć, że kanon nie stanowi zbioru zamkniętego. Wraz z postrzeganiem świata przez młodych ludzi i kanon literatury powinien się zmieniać. Pamiętam rozmowę z Anglikami, którzy mi powiedzieli, że narody spoza kręgu anglosaskiego mają szczęście czytać Szekspira cały czas na nowo tłumaczonego, a oni muszą męczyć się ze staroangielszczyzną tego autora. Podobnie mówimy my o poezji Szymonowica, Chłopach czy Potopie.
Jakie jest edukacyjne marzenie Dolnośląskiej Kurator Oświaty Ewy Skrzywanek?
Szkoły marzeń? Szkoły dobrze wyposażone. Szkoły, gdzie nauczyciele, uczniowie i rodzice ze sobą współpracują. Szkoły wspólnoty, gdzie są rady szkoły, gdzie młodzież uczy się samorządności, obywatelskości. To przede wszystkim takie szkoły, w których dzieci mogą czuć się dobrze, gdzie są mniej liczne klasy. Pamiętam klasy z początku swojej kariery, z lat osiemdziesiątych – liczyły wtedy około trzydziestu sześciu uczniów, teraz też tak mamy. Najlepiej pracuje się w klasie dwudziestoosobowej, gdzie można dostrzec wszystkie dzieci, a także budować wspaniałe relacje. Przy klasie, która ma niemalże czterdzieści osób, jest to prawie niemożliwe. Dla mnie klasa dwudziestoosobowa byłaby idealna. W idealnej szkole nauczyciele są szanowani przez rodziców; jeśli powierzają oni swoje dziecko specjalistom, to ufają, że ci je dobrze przygotują do dalszej nauki, do dalszego życia. Szkoła marzeń to także dobrze wykształcona kadra. Życzyłabym sobie również, żeby byli świetni dyrektorzy, menadżerowie, którzy będą dobrze prowadzić te szkoły, a powołane do prowadzenia szkół organy, kuratoria, ministerstwo nich je mądrze wspierają.