
MARTA WILCZYŃSKA
Środa Śląska
Zmiana tempa
Mam problem. Tak ogólnie, życiowo myślę, że bardzo potrzebujemy tego, żeby czasem coś (lub ktoś) zmieniło nam zwyczajne tempo naszego życia. Taką rolę odgrywają dla mnie na przykład wielkopostne rekolekcje albo niespodziewane wydarzenia, które zupełnie zmieniają moją dotychczasową perspektywę. Pewien powtarzalny rytm dnia jest fajny, ale czasem powszednieje, zaczynamy za czymś gonić, wpadamy w bylejakość i potrzebujemy bodźca, który nas z tego wytrąci. To trochę tak, jakby podczas spaceru ulicą przestać patrzeć pod nogi i spojrzeć w górę, zobaczyć innych, odetchnąć, docenić piękno wokół…
Teraz do rzeczy. Mimo tej filozofii życiowej i pragnienia okazjonalnego zmieniania tempa odkryłam w sobie pewien trud, ponieważ czasem jest to dla mnie nie do przejścia. Przykład? Noszę się z tą kwestią od dawna, gdyż mam wrażenie, że wciąż jest zbyt banalna, żeby pisać o niej na łamach gazety. Ale skoro temat numeru jest wielkanocny, to tym razem pasuje – sprawa ta dosłownie dotyczy zmartwychwstania. Nie wiem, może ominęłam któryś z wykładów na teologii, ale naprawdę proszę o wyjaśnienie. Dlaczego dzieje się tak, że podczas gdy wszyscy wierni zgromadzeni w kościele w równym tempie wyznają wiarę, dostojnie, chóralnie, niektórzy kapłani z całą stanowczością, do mikrofonu, zmieniają ten rytm, mówiąc „zmartwychwstał dnia trzeciego”, podczas gdy lud „trzeciego dnia”? Nie wszędzie tak jest i albo księża mówią „po staremu”, albo być może po solidnej katechezie wierni się przestawili. Ale ten stanowczy głos księdza wobec całego ludu trochę mnie… zniesmaczył. Tak, jakby jego wersja była najlepsza i za wszelką cenę chciał ją nam włożyć w usta.
Może ta zmiana tempa też jest po coś? Ufam, że przynajmniej po to, żeby w końcu zadać to pytanie i poczekać na odpowiedź. A póki co życzę Księdzu i Państwu pięknej, po Bożemu wytrącającej z rytmu codzienności, radości ze Zmartwychwstania!