MAŁŻEŃSTWO (NIE)DOSKONAŁE
Świat naszych emocji
Dzielenie się swoimi emocjami nie jest proste.
Wymaga wysiłku i cierpliwości.
ANNA I OLGIERD UNOLDOWIE
Wrocław

DEPOSITPHOTOS
Ksiądz Krzysztof Grzywocz, opolski kapłan, teolog i terapeuta, mówił o nich wręcz „niekochane”. Trochę delikatniej moglibyśmy je nazwać nieprzyjemnymi. Towarzyszą nam od dziecka, uczeni jesteśmy je najczęściej tłumić i nie okazywać, nierzadko po prostu ich się wstydzimy. Po drugiej stronie są te „kochane”, przyjemne, za które inni nas lubią. Nasze emocje i uczucia. O ile te pierwsze są zwykle natychmiastową reakcją na jakiś bodziec, działają na poziomie niemalże fizjologicznym, to te drugie mają już charakter bardziej świadomy. Podobno jesteśmy w stanie doświadczyć ponad 30 tysięcy różnych emocji (!). Niezależnie od wszelkich naukowych klasyfikacji i rozróżnień, czy chcemy, czy nie chcemy, doświadczamy ich w każdej chwili, budują naszą tożsamość, są jak psychiczne linie papilarne, których się nie wyrzekniemy. To, co stanowi dodatkową trudność, co chyba każdy z nas doświadczył, to fakt, że świata naszych emocji i uczuć nierzadko po prostu nie rozumiemy. Dlaczego w gruncie rzeczy nic nie znaczące słowa bliskiej mi osoby wzbudziły w moim sercu taki gniew? Dlaczego irracjonalnie boję się podjęcia rozmowy na jakiś temat? Skąd ten nagły smutek?
W tym kontekście świat naszych emocji i uczuć może być przeszkodą nie do przejścia w spotkaniu z drugą osobą, ale może też być pomostem, bramą, która pozwoli na prawdziwe i głębokie spotkanie, na zrozumienie – również siebie. Może w tym pomóc prosta prawda, że uczucia nie podlegają ocenie moralnej. Również – a może przede wszystkim – te „niechciane”, czyli negatywne, nieprzyjemne. Moja złość, gniew czy lęk mają mi coś do powiedzenia, są jak sygnał alarmowy, informujący, że to, co jest dla mnie istotne, zostało zagrożone. Samo nazwanie tych uczuć bywa wyzwalające, ale podzielenie się nimi z bliską mi osobą buduje i utrwala łączące nas więzi. To zaproszenie do mojego intymnego świata, w którym często dopiero razem możemy odnaleźć ich źródło i przyczynę.
Jeżeli tej otwartości towarzyszy prawdziwe słuchanie, bez oceniania i osądzania, bez brania wszystkiego do siebie, może pojawić się głębokie współodczuwanie i zrozumienie.
Dzielenie się swoimi emocjami i uczuciami nie jest proste. Nie przychodzi samo z siebie, lecz wymaga treningu i cierpliwości – jest długotrwałym procesem. To czasami bardzo mozolne uczenie się siebie nawzajem, w którym przeszkodą mogą być różne temperamenty i… nasze domy rodzinne, w których o tym, co aktualnie przeżywamy, albo się rozmawiało, albo nie. I jak wyzwalająca może być prawda, że mam prawo do swoich uczuć, tak pomocą w dzieleniu się nimi – dzieleniu, które nie rani kochanej osoby – jest mówienie o nich według pewnych zasad. Jedną z nich jest mówienie w pierwszej osobie liczby pojedynczej, czyli używając konsekwentnie zaimka „ja”. „Ja” tak czuję, „ja” tak przeżywam, „ja” jestem zły czy zła na ciebie. Może się bowiem okazać w trakcie rozmowy, że to moje trudne uczucie wobec ciebie nie ma w istocie związku z tobą. Jego przyczyną może być moje własne nieuporządkowanie lub też źródło jest ulokowane daleko poza aktualną sytuacją. Kolejną zasadą, której warto się trzymać, jest mówienie o przeżywanych uczuciach na bieżąco. Tłumienie uczuć, przysłowiowe „zamiatanie pod dywan” skutkuje często niekontrolowanym wręcz wybuchem emocji, nieadekwatnym do tego, co się akurat wydarzyło. Inną niebezpieczną tendencją, która może też pojawić się w trakcie rozmowy, jest nadmierne uogólnianie, typu „ty zawsze…”, „ty nigdy…”, „jak zwykle…”. Prawie zawsze tego typu sformułowania są z gruntu nieprawdziwe i zamykają nas na dalszy dialog.
Przeżywajmy nasze emocje – również te negatywne – i mówmy o nich szczerze. Pozwoli nam to poznać i zrozumieć samych siebie.