Skarby języka polskiego

Choć Dolny Śląsk przez kilkaset lat nie należał do państwa polskiego,
to może szczycić się istotnym wkładem w jego historię
– również na polu językowym.

MAGDALENA ORAŃSKA

Wrocław

Księga henrykowska jest niezwykle cennym zabytkiem ze względu
na swoją rolę w historii języka polskiego, ale też informacje historyczne
Na zdjęciu: Karta, na której po raz pierwszy zapisane
zostały słowa w języku polskim

HENRYK PRZONDZIONO/FOTO GOŚĆ

To, że Wrocław jest miastem polskim, dziś nie ulega wątpliwości, choć starsi mieszkańcy Dolnego Śląska wciąż pamiętają atmosferę niepewności, która panowała na tych ziemiach w pierwszych dekadach po II wojnie światowej. Warto przypomnieć, że Polska nie podpisała traktatu pokojowego z Niemcami w latach 40., a dopiero 7 grud- nia 1970 r. został zawarty układ o normalizacji wzajemnych stosunków między Polską Rzeczpospolitą Ludową a Republiką Federalną Niemiec. Był to istotny etap w procesie pojednania, który symbolicznie zapoczątkował list biskupów polskich do biskupów niemieckich. Dopiero to pozwoliło na uregulowanie kwestii administracji kościelnej na Ziemiach Odzyskanych, co w 1972 r. uczynił papież Paweł VI bullą Episcoporum Poloniae coetus. Mimo to polskość od wieków była obecna na Dolnym Śląsku, czego świadectwem jest fakt, że ostatnia polska Msza św. w Breslau odprawiona została 17 września 1939 r. Z naszego regionu pochodzą też dwa niezwykle cenne zabytki języka polskiego.
Pierwsze polskie zdanie
O Księdze henrykowskiej słyszał chyba niemal każdy uczeń. To właśnie tam opat Piotr zapisał historię czeskiego rycerza Boguchwała, który proponował żonie pomoc w mieleniu ziarna słynnymi słowami „Day, ut ia pobrusa, a ti poziwai”. Miał on zostać z tego powodu nazwany Brukałą, a należąca do niego wieś Brukalicami. Jej część została włączona do dóbr klasztornych, dlatego opis tej sytuacji trafił do księgi Liber fundationis claustri sanctae Mariae Virginis in Heinrichow, której celem było udokumentowanie własności cystersów oraz historii klasztoru. Miało to miejsce ok. 1270 r., a więc w trakcie rozbicia dzielnicowego. Sam Henryków był częścią księstwa wrocławskiego, a władzę przejął właśnie Henryk IV Probus, wnuk Henryka Brodatego i św. Jadwigi Śląskiej, znany wrocławianom jako książę, którego spór z biskupem Tomaszem doprowadził do wybudowania kościoła Świętego Krzyża.
Niektórzy powątpiewają w polskość tego zdania, zwracając uwagę, że autor księgi był Niemcem, tekst pisał po łacinie, a same słowa (o ile zostały wypowiedziane) padły z ust Czecha. Opat jednak, podawszy zdanie po łacinie, poprzedza słynne słowa stwierdzeniem „co oznacza po polsku”. Oryginalna Księga henrykowska znajduje się teraz w Muzeum Archidiecezjalnym Wrocławiu, zaś w klasztorze w Henrykowie znajduje się jej faksymile. Świadectwem jej wartości historycznej jest fakt, że 9 października 2015 r. została wpisana na listę zabytków UNESCO.

Druk po polsku
Dziś może wydawać się niesamowitym, że księga ta istniała tylko w jednym egzemplarzu. Bardziej obeznani mogą kojarzyć klasztorne skryptoria, gdzie mnisi przepisywali dzieła, aby utworzyć ich kolejne kopie, choć pewnie trudno nam wyobrazić sobie, jak wiele czasu to zajmowało. Książka była czymś unikalnym, a mianem dużej biblioteki można było określić tę zawierającą kilkadziesiąt tytułów. Upowszechnienie się książek umożliwił dopiero druk, choć do ich trafienia „pod strzechy” minęło jeszcze kilkaset lat.
Za datę wynalezienia druku przyjmuje się wydrukowanie przez Gutenberga Biblii w 1455 r., choć nie ulega wątpliwości, że wcześniej musiał wydrukować nieco pomniejszych pozycji. Wynalazek czcionki ruchomej zaczął rozprzestrzeniać się po całej Europie, początkowo za pośrednictwem drukarzy, którzy podróżowali razem z narzędziami swojej pracy. Jednym z nich był Kasper Straube, który zapewne pod koniec 1473 r. wydrukował po łacinie Almanach Cracoviense, czyli kalendarz na rok 1474. Kilkanaście miesięcy później, w 1475 r. we Wrocławiu Kasper Elyan, pochodzący z Głogowa, absolwent uczelni z Lipska, Krakowa i Erfurtu, a później kanonik wrocławski, wydrukował pierwsze słowa w języku polskim.
Statuta synodalia episcoporum Wratislaviensium, bo o nich tu mowa, to zbiór uchwał synodu wrocławskiego z 1446 r. Obok postanowień synodalnych w książce znalazły się teksty najpopularniejszych modlitw, czyli Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, a także Wierzę w Boga w językach używanych przez wiernych, czyli po polsku i po niemiecku – trzeba tu zaznaczyć, że w XIV w. Śląsk na drodze dziedziczenia lub hołdów książąt przeszedł pod władzę króla czeskiego. Dodatkowej wyjątkowości drukowi Elyana dodaje fakt, że po raz kolejny język polski w druku wykorzystany został dopiero na początku wieku XVI – w słowach Bogurodzicy w Statutach Łaskiego (1506 r.), a następnie w Historyi umęczenia naszego Jezusa Chrystusa (1508 r.) i modlitewniku Biernata z Lublina opublikowanym w 1513 r.
Biblioteczne skarby
Dziś kompletny egzemplarz Statutów synodalnych przechowywany jest w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu, która odziedziczyła zbiory śląskich klasztorów zsekularyzowanych w 1811 r. Dzięki temu może ona pochwalić się największą w kraju kolekcją rękopisów średniowiecznych i starodruków, w której skład wchodzą takie skarby jak Biblia królowej Zofii, tezy Lutra wydrukowane w 1517 r. czy herbariusz z IX w. Ale o tym może opowiemy innym razem.