
KS ANDRZEJ DRAGUŁA
Zielona Góra
Poezja (nie)wiary
Ksiądz Janusz Pasierb pisał w Czasie otwartym: „Miał rację Erazm z Rotterdamu, gdy nazywał Chrystusa poetą, gdyż posługiwał się On porównaniami i przenośniami, tak jak to czynią poeci”. Myślę, że czasami poeci mogą być bliżej prawdy o Bogu niż teologowie. Ci drudzy szukają precyzyjnych określeń, co w przypadku Boga bywa ryzykowne. Zdaje się, że metafora, obraz czy porównanie mogą nam przybliżyć to, czego nie potrafi zrobić język ścisłych terminów i kategorii. Mam przed sobą dwa tomiki poezji. Jeden to Ręka pszczelarza opolskiego poety Tomasza Różyckiego, a drugi to Raptularz wrocławianki Urszuli Kozioł. I właśnie o dwóch metaforach chciałbym napisać.
Pierwsza znajduje się w tytule tomiku Różyckiego. Opisuje on reakcję pszczół na rękę pszczelarza, która wykrada miód z ula. Pszczoły „podnoszą lament // zupełnie niemo, słuchać jęk brzęczenia / ich skrzydeł i rój unosi się w tańcu / swej dramatycznej skargi jak w teatrze / greckim chór, by ogłosić przeznaczenie”. Kontekst teatru greckiego pozwala na teologiczną interpretację tej metafory. Trudno nie widzieć w owej ręce tego, co tragedia grecka określała Deus ex machina (dosłownie „Bóg z machiny”). Była to rozwiązująca akcję nadzwyczajna ingerencja bogów w fabułę tragedii. W sensie przenośnym oznacza to nadzwyczajną interwencję Boga, który pojawia się nagle. Drugim elementem tego obrazu jest ów grecki chór – odpowiednik pszczelego roju. Ogłasza przeznaczenie, a więc coś, co według tajemniczego i nieodwołalnego planu bogów musi się stać. Warto w tym kontekście – przez kontrast – powiedzieć, że chrześcijaństwo nie ma w sobie nic z tragedii greckiej. Nie ciąży nad nami żadne fatum, żaden ślepy los czy przeznaczenie, a Chrystus nie jest „bogiem z machiny”. Przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie On przynosi nadzieję, a tam, gdzie jest nadzieja, nie ma już tragedii. „Ręka pszczelarza” to dla nas raczej prawica Boga wyciągnięta nad człowiekiem.
Druga metafora pochodzi z wiersza „Nagle powiało na mnie chłodem”. Mitologia grecka opowiadała o Charonie, który przewozi dusze przez rzekę Styks. Urszula Kozioł obrazuje śmierć podobnie: „kto przeprowadzi mnie przez lód / na drugą / ciemną świata stronę”. W jej wierszu nie ma jednak przewodnika. Co więcej, po drugiej stronie czekają na nią tylko „oblodzone stopnie”, które „stromo / donikąd wiodą mnie / przez pustkę / wrogą i myślom mym / i ustom”. Trzeba przejść przez śmierć, która jest lodowata. Ta metafora wydaje się trafna, podobnie jak ostatnie zdanie, powtarzające się w tytule. Poetka bardzo dobrze pokazuje lęki człowieka żyjącego w świecie po religii. Ten świat się rozpada i „wkrótce nas tu nie zastaną” („Gdzie to tak śpieszno”). Co będzie po nim? Już w roku 1963 Kozioł pisała, że „ziemia odmówi człowiekowi ziemi”, a „ludzkość się z ludzi wyzbędzie” („Apokalipsa przedświętojańska”). To prawdziwie nihilistyczna wizja. Naszą odpowiedzią może być tylko nadzieja.

