Czułe słówka, czyli o języku miłości

„Kochać – jak to łatwo powiedzieć” – to słowa znanej nam wszystkim piosenki.
Jak wyrazić słowami miłość, czyli to, co niewyrażalne? Jak mówić o uczuciu, tęsknocie
i bliskości? Pora na analizę dyskursu miłosnego.

JUSTYNA JANUS-KONARSKA

Wrocław

THEUD-BALD/FLICKR.COM

Omiłości można mówić i pisać na wiele sposobów. Polska leksyka daje nam pod tym względem bardzo dużo możliwości. Można na przykład się w kimś zakochać, miłować go, uwielbiać, wielbić, można za kimś przepadać, szaleć za nim i na jego punkcie, świata poza nim nie widzieć, ubóstwiać go, uwielbiać, wpatrywać się w niego jak w obrazek, można też się w kimś zabujać, czuć do niego miętę, stracić dla niego głowę, mieć do niego słabość, oddać mu serce, wzdychać do niego, ale i się zadurzyć.
Kochać, miłować, lubić…
Słownikowa definicja miłości z XV wieku, tak jak i dziś, to ‘głębokie uczucie do drugiej osoby’. W nieco wcześniejszych pismach religijnych słowo „miłość” kojarzone jest z ‘miłosierdziem’, ‘łaską’ i ‘litością’. Miłość z doby średniopolskiej to uczucie głębokiego przywiązania i troski, uczynność, oddanie i zgoda. Niektórzy badacze dodają jeszcze aspekt prasłowiańskiej formy – *milostь od czasownika „mijać”. Osobę miłą można więc minąć spokojnie, nie dobywając broni. Inni wskazują na połączenie wyrazów „miły” i „mir”, czyli pokój, podkreślając motyw uczuciowego pojednania.
„Kochać” jest dziś neutralną formą oznaczającą ‘darzyć kogoś miłością’, choć etymologicznie pochodzi od prasłowiańskiego *kosati, tłumaczonego jako ‘lekki dotyk’, ‘głaskanie’. Wyraz „kochać” można więc utożsamiać zarówno ze sprawianiem przyjemności, pieszczotą, jak i pielęgnowaniem. W dzisiejszym znaczeniu słowo to pojawiło się w języku polskim w XVII wieku wraz z rozkwitem w literaturze tematyki miłosnej.
Historycznie, chociaż nie semantycznie, większy związek z miłością od kochania mają słowa „lubić” – ‘uważać coś za miłe, przyjemne, kogoś za coś miłego’ – oraz „luby” – ‘ukochana osoba’. Na tej podstawie wyróżniamy całą paletę określeń typu: „oblubieniec”, „ulubiony”, „polubić”, „polubowny”, „lubować się”, a także „lubieżny” w znaczeniu ‘wywołujący przyjemne wrażenie’, ‘miły’, ‘ładny’, ‘piękny’. Natomiast słowo „miłować” wskazuje głównie na kontekst bibllijny jako ‘czcić’, ‘szanować’, ‘okazywać dobroć’, ‘poświęcać się’.
Do nazywania tego, co dziś określamy jako miłość, na przestrzeni wieków używano wielu słów o odmiennej etymologii. Pojęcie miłości połączyło ze sobą różne gniazda słowotwórcze, oparte na rdzeniach -koch, -mił i – lub, stąd do bliskiej sercu osoby możemy powiedzieć na wiele sposobów: „mój miły”, „luby”, „kochany”.
Mów do mnie czule
Gary Chapman, amerykański psychoterapeuta, a zarazem antropolog i lingwista, wyróżnił aż pięć języków miłości. Poza czasem, który spędzamy z ukochaną osobą, obdarowywaniem i przyjmowaniem podarunków, gotowością niesienia pomocy oraz dotykiem i przytulaniem, na pierwszym miejscu wymienił wyrażenia afirmatywne, czyli czułe słówka. To dobre, wspierające słowa, które kierujemy do drugiej osoby, chcąc okazać miłość i podziw, uprzejmość i pokorę.

Miłość wypracowała własny język, a intymne przezwiska, którymi ludzie obdarzają najbliższych, najczęściej partnerów, ale także członków rodziny czy przyjaciół – to afektonimy. Wyrazy te najczęściej występują w wołaczu, w parze z zaimkami, zazwyczaj są zdrobnieniami i spieszczeniami. Dzięki spółgłoskom miękkim: ć, dź, ń, ś, ź, brzmią subtelnie i kojąco. Wymawiane są z językiem przesuniętym ku przodowi jamy ustnej, a taka artykulacja w wielu językach świata typowa jest dla wyrazów oznaczających małe przedmioty, małe zwierzęta i niedorosłe osoby. Te budzą w nas tkliwość i wyzwalają instynkty opiekuńcze.
Najczęściej występującymi afektonimami są wyrazy deminutywne, czyli zdrobniałe, używane zwykle w wołaczu, pochodzące m.in. od nazw zwierzęcych (misiu, kotku, żuczku, rybeńko, myszko, króliczku, pajączku, niedźwiadku, tygrysku, kotuniu, ropuszko, żabciu), roślinnych (kwiatuszku, kartofelku, buraczku, stokrotko), określeń części ciała człowieka i zwierząt (dzióbeczku, mordko, pysiaczku, serduszko), nazw produktów spożywczych i smaków (okruszku, pączusiu, słodziaku, cukiereczku, korniszonku), terminów dotyczących członków rodziny i ich derywatów (brachu, córuniu, dziecinko, mamciu, synku, tatulku, żonko), słów odnoszących się do fizyczności ludzkiej (malutka, przystojniaku) lub równych nazwom cennych przedmiotów (skarbie, najdroższa, złotko, ślicznotko, perełko). Wśród afektonimów znajdziemy również formy z zaimkiem „mój”, np. „moja słodka”, i przymiotniki w stopniu najwyższym (jedyny, najpiękniejsza, najdroższy).
Język miłosny w polskiej literaturze
Ewolucja naszego rodzimego języka miłosnego uwikłana jest w tradycje europejskie. Jeszcze w średniowiecznej Polsce nie było literackich odpowiedników liryki trubadurów czy truwerów, powstającej na zachodzie Europy od XI wieku. Polska mowa miłosna wykształciła się dopiero w renesansie, sięgając do bogatego dorobku antyku, nowożytnej poezji Petrarki i jego naśladowców. Jan Kochanowski uczył się sztuki poetyckiego wyrażania miłości na studiach w Padwie, czerpiąc z włoskiego renesansu i nowego gatunku erotyku – madrygału. I to właśnie on wypracował konwencję polskiego języka miłosnego. Kolejne dziesięciolecia zaś stopniowo wzbogacały zasoby leksyki i frazeologii dotyczące sfery uczuć.
Miłość jest istotnym elementem ludzkiego życia – zarówno w jego wymiarze społecznym, jak i indywidualnym. Mówienie o miłości i miłosne wyznania są stałym elementem komunikacji językowej użytkowników na całym świecie. Wciąż jednak pozostajemy z tym samym dylematem co Adam Mickiewicz – jak wyrazić słowami to, co niewyrażalne: „Kocham, ach! kocham, po sto razy wołam, / A ty się smucisz i zaczynasz gniewać, / że ja kochania mojego nie zdołam / Dosyć wymówić, wyrazić, wyśpiewać”.