
PIOTR SUTOWICZ
Wrocław
Na marginesie dwu fotografii
Wupalną niedzielę 10 września odwiedziła mnie wnuczka. Dokładniej przyjechała z rodzicami, ponieważ ma niewiele ponad rok. Jak to dziecko – za wszelką cenę chciała być gdzie indziej, niż właśnie była. Otworzyłem jej drzwi na balkon, wyszła, używając do tego wszystkich posiadanych kończyn, i usiadła na tle ładnie kwitnących późnoletnich kwiatków. Wykorzystałem moment i zrobiłem jej całkiem urokliwe, jak na moje umiejętności i jej niechęć do trwania w bezruchu, zdjęcie.
Data, którą podałem, jest w mojej opowieści kluczowa – przed południem w Markowej odbyła się w tym dniu beatyfikacja rodziny Ulmów: małżonków i ich dzieci. Cały internet przez jakiś czas zapełniony był informacjami o tym wydarzeniu, w tym także zdjęciami i obrazkami przedstawiającymi błogosławioną rodzinę jako całość oraz poszczególnych jej członków z osobna. Józef Ulma, jak wiemy, był fotografem i takich pamiątek po nim i dzieciach trochę zostało. W pewnym momencie na serwisie społecznościowym mignęła mi jedna fotografia i na niej się zatrzymałem. Napiszę wprost: coś we mnie pękło – a mnie się coś takiego raczej nie zdarza – i stan ten trwał kilka dni. Żeby nie trzymać Państwa w napięciu: było to zdjęcie bł. Marysi Ulmówny. Dziecko w momencie mordu miało chyba półtora roku, na rzeczonej fotografii stoi w jakiejś balii w sukieneczce i uśmiecha się do obiektywu – widać już wtedy dziewczynki wiedziały, co trzeba w takich chwilach robić. Nie wiem, kiedy było to ujęcie zrobione. Może kilka dni przed niemiecką zbrodnią, a może wcześniej. Anturaż zieleni dookoła owej balii wskazuje, że raczej nie zimą.
Obydwie fotografie w mojej głowie natychmiast zlały się w jedno. Nie chcę tu opisywać emocji, które mi towarzyszyły. Kim trzeba być, żeby z zimną krwią zabić takie dziecko? Epitety, które cisnęły mi się na myśl, były straszne. W pewnych momentach moje uczucia chyba oddalały mnie od bycia chrześcijaninem. Tak trudno przyjąć do wiadomości fakt, że mordercy, choć byli ludźmi stworzonymi na obraz i podobieństwo Boże tak jak my, nie wierzyli w Boga, a w… führera, że podzielili ludzi na tych, którzy mają być rasą panów, i tych, którzy nie mają przyrodzonego prawa do życia…
Było trudno, ale… z racji bycia chrześcijaninem, a nawet katolikiem, wierzę w świętych obcowanie. O naturze tych, którzy mogą orędować za nami, będąc gdzieś tam u Boga, wiem niewiele, mogę sobie próbować to wyobrazić, ale bł. Marysia oręduje. Wyobrażam sobie, że tak jak na tym zdjęciu uśmiecha się stamtąd, a Kościół uczy nas, że możemy prosić, by wstawiała się u Boga za tymi, których życie jest zagrożone. Jak sądzę po fotografii, dobre dziecko było, więc da się chyba na to namówić.

