
JAKUB HORBACZ
Oleśnica
Aleją w kierunku wieczności idziemy
Listopad sprzyja refleksyjnym nastrojom i ma w sobie taką zdolność, wraz z opadającymi liśćmi i uroczystością Wszystkich Świętych, że myśli nasze jakoś częściej w przemijaniu odgadują wieczność, wspominając także wszystkich zmarłych. Wypisując wypominki, wypisujemy też na tablicach naszych wewnętrznych rozterek twierdzenia o kruchości losu, żeśmy tutaj gośćmi tylko, i inne konfrontacje człowieka wobec Boga, historii i czasu. Dzieła kultury, filozofia, literatura od stuleci starały się opisać relacje ludzkie z wiecznością, na pograniczu uporu i trwania. Bardzo często swoją jednostkowość i ograniczenia uświadamiamy sobie w obliczu Bożej prawdy i Księgi ksiąg, która oprócz Koheleta wraz z motywem vanitas i doczesnej „marności”, potrafi sprowadzić na ziemię nasze doczesne zapędy. „Przemija […] postać tego świata” (1 Kor 7, 31); „Świat zaś przemija, a z nim jego pożądliwość; kto zaś wypełnia wolę Bożą, ten trwa na wieki” (1 J 2, 17). Odzwierciedleń ku marności i wychodzeniu w wieczność nie brak także w kulturze. Zachęcam wrócić w tym przypadku do wiersza Zbigniewa Herberta Przeczucia eschatologiczne Pana Cogito, który to z ironiczną aurą uzmysławia mankamenty bycia w odchodzeniu, kiedy to Pan Cogito „podobnie jak inni/ będzie uczęszczał/ na kursy tępienia/ ziemskich nawyków” po drugiej już stronie rzeki. A czas płynie, mija zakola czasu, mosty pamięci, wspomnień z dzieciństwa, pierwszych zachwytów, starorzecza wyrzeczeń i daje mądrość odnajdywaną wraz z upływem wody. Herbert w innym wierszu, Do rzeki, zwróci się z taką prośbą: „naucz mnie rzeko uporu i trwania/ abym zasłużył w ostatniej godzinie/ na odpoczynek w cieniu wielkiej delty/ w świętym trójkącie początku i końca”.
Bo to o czas przecież chodzi, w podążaniu ku Temu, który alfą i omegą, naszym początkiem i końcem. Przykre, jak zsekularyzowana kultura odrywa człowieka od Boga, tym samym wyłączając z dyskursu wieczność, sytuując naszą ludzką wyobraźnię w dziwnym stanie śmierci chronicznej, życia bez eschatologii. Wydaje mi się to niezbyt ciekawą intelektualnie perspektywą. Bo przecież, jak pisał Herbert, „płynie się zawsze do źródeł, pod prąd”; współczesnej cywilizacji, która z życiem na bakier, pod prąd pozornie przyjemniejszych ścieżek i płytszych rzek myśli. By z uporem i trwaniem „iść pod prąd obiegowych poglądów i rozpropagowanych haseł”, co zaznaczał w Liście do młodych z całego świata Parati semper (zawsze wierni) św. Jan Paweł II. Pod prąd doczesności, w kierunku tego, co wieczne, ku żywej nadziei. Bóg to jednak daje nam wyzwania. I kompleta się przypomina z hymnów powszechnej modlitwy: „bądź przy nas także w ostatniej godzinie, gdy kształty rzeczy zacierać się poczną”… I dalej idę, przez cmentarne alejki pełne pożółkłych liści, w kierunku domu wiecznego trwania.

