„WIEM, KOMU UWIERZYŁEM” (2 TM 1,12)
Apologia na dzień powszedni

Kościół, państwo i wolność

„Żądamy rozdziału Kościoła od państwa”.
My też, bo to chrześcijańska koncepcja.
Jednocześnie postulujemy rozsądną kooperację.

BP MACIEJ MAŁYGA

Wrocław

Przywileje mają sens, gdy służą ratowaniu człowieka

CAMILO JIMENEZ/UNSPLASH.COM

Relacje Kościoła i państwa opierają się na fundamencie biblijnych stwierdzeń: „Oddajcie Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga” (Mk 12, 17); „Królestwo moje nie jest z tego świata” (J 18, 36); „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). Dlatego „wspólnota polityczna i Kościół są w swoich dziedzinach od siebie niezależne i autonomiczne” (Sobór Watykański II, Gaudium et spes, 76).
Nieuniknione napięcie
W praktyce sprawa jest trudniejsza i wspomniane „swoje dziedziny” nieraz na siebie nachodzą: chrześcijanin to obywatel, Kościół to wspólnota ludzi na terytorium wspólnoty państwowej, Kościół i państwo zwracają się do tego samego człowieka. Zrodzone w ten sposób napięcie przeżywane jest różnie: jako radykalny rozdział w stylu francuskiej laïcité albo przyjazna separacja jak w Niemczech. To napięcie może zostać stłumione w modelu państwa wyznaniowego, z państwową religią, jak w Grecji, Anglii czy Danii. Może wybuchnąć w krwawych konfliktach, gdy państwo ze swą fizyczną siłą wchodzi w dziedzinę Kościoła; słychać to w słowach Rolanda Freislera, narodowo-socjalistycznego urzędnika sądowego, do jego ofiary, chrześcijanina Helmutha Jamesa von Moltke: „Chrześcijaństwo i my, narodowi socjaliści, mamy jedną rzecz wspólną i tylko to jedną: żądamy całego człowieka”.
Interes zdrowego państwa
Gdy Imperium Rzymskie, w istocie instytucja polityczno-religijna, zauważyło w chrześcijanach konkurencyjną siłę, wydało na nich wyrok: Non licet esse vos – „Nie macie prawa istnieć” (Tertulian, Apologia, 4). W interesie państwa „ubóstwionych” cezarów leżała likwidacja chrześcijan.
Tymczasem w interesie państwa liberalnego leży obecność chrześcijan w jego granicach. Dlaczego? Ambicją państwa liberalnego jest takie urządzenie świata, by obywatele mogli robić to, co chcą. To jednak oznacza, że jedność i siła tego państwa zależą od dobrej woli i przekonań obywateli, a w ostateczności od ich duchowego życia; narzucanie wartości ze strony państwa jest tu z góry wykluczone (skoro to państwo liberalne). Ernst-Wolfgang Böckenförde, katolicki filozof prawa (1930–2019), sformułował to jako następujący dylemat: „Liberalne, zsekularyzowane państwo ma podstawę w czymś, czego samo nie może zagwarantować”.

Chrześcijanin-obywatel, który z własnego wyboru (a nie przymusu) kieruje się dobrem i prawdą, jest więc dla państwa liberalnego konieczną wartością.
Wymowna jest w tym kontekście ewolucja myśli Jürgena Habermasa (ur. 1929). Ten wpływowy filozof pożegnał się ze swym dawnym poglądem o zbędności religii w życiu społecznym: „Państwo liberalne jest samo zainteresowane wzbudzeniem głosów religijnych w sferze publicznej, gdyż nie może wiedzieć, czy społeczeństwo świeckie nie odcięłoby się od kluczowych zasobów umożliwiających tworzenie znaczeń i tożsamości” (Religia w sferze publicznej).
Wolność, nie przywileje
Nie oznacza to, że szukamy przywilejów. W kolekcie mszalnej z uroczystości NMP Królowej Polski (3 maja) prosimy, aby „religia nieustannie cieszyła się wolnością, a ojczyzna rozwijała się w pokoju”. Kościół potrzebuje od państwa zapewnienia wolności, nie przywilejów. Sobór Watykański II wyraził to jasno: Kościół „nie pokłada swoich nadziei w przywilejach ofiarowanych mu przez władzę państwową; co więcej, wyrzeknie się korzystania z pewnych praw legalnie nabytych, skoro się okaże, że korzystanie z nich podważa szczerość jego świadectwa albo że nowe warunki życia domagają się innego układu stosunków” (Gaudium et spes, 76). To wyrzeczenie z zewnętrznych godności – pisał w 1958 r. Joseph Ratzinger – jest koniecznością, aby stać się wspólnotą wierzących i na nowo podjąć misję głoszenia Zbawienia (Neopoganie i Kościół).
Uciec przed Lewiatanem
Rozdział władzy duchowej i świeckiej jest konieczny. Angielski myśliciel Thomas Hobbes (1588–1679) swe dzieło Lewiatan skierował przeciw Kościołowi prowadzonemu przez papieża, a dla uzasadnienia władzy królewskiej nad wspólnotą anglikańską. Jego duchowo-świeckie państwo – tytułowy lewiatan, symbol nieodpartej siły – dominuje całe ludzkie życie i staje się „śmiertelnym Bogiem”, który emanuje postrachem, a nie miłością. Ale przed takim lewiatanem człowiek nie ma gdzie się schronić. Wspólnota ewangelicznie żyjącego Kościoła, oddzielona od władzy politycznej, będzie dla człowieka ochroną przed państwem, jeśli przybierze ono postać bestii.

Warto: nie oddawać cezarowi
tego, co Boga.