PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Jeszcze w kwestii katechezy

W moim poprzednim felietonie, zamieszczonym w wakacyjnym numerze naszego miesięcznika pisałem o problemie związanym z katechezą w szkole. Stałem na stanowisku realizacji zajęć właśnie w szkole, ale w pewnym momencie przyszło mi do głowy, że rzecz wcale oczywista nie jest, zresztą z treści tego, co pisałem, trochę niepokojące wnioski można wyciągnąć. Rzeczywistość pokazuje, że wielu osobom na prominentnych stanowiskach taka idea chodzi po głowie.
Być może warto zadać sobie pytanie czy my, katolicy, jesteśmy w stanie pozytywnie odpowiedzieć na wyzwanie, którym byłoby wyrzucenie lekcji religii ze szkół. Sam wychowywałem się w rzeczywistości nauki religii w zimnych ciasnych salkach, realizowanych po lekcjach. Ponieważ zajęcia szkolne kończyły się dla wszystkich mniej więcej podobnie, nie dało się lekcji religii zorganizować „bezboleśnie”; niekiedy na swoją kolej trzeba było przed salką czekać, dobrze było, jak pod jakimś dachem albo w mniej czy bardziej ciasnym, ale jednak korytarzu. Wiemy z książek, a starsi czytelnicy z autopsji, że w czasach wcześniejszych nieco niż moje, Kościół za organizację takich lekcji był karany i finansowo, i administracyjnie. Ale katechezę prowadził. Wielką wagę do niej przykładał bł. ks. Stefan Wyszyński, który całemu episkopatowi zwracał uwagę, że z tego pola ustąpić po prostu nie wolno. I nie ustąpiono. Ktoś powie, że nauka w takich warunkach nie trzymała poziomu, że metody były mało wyszukane. Pewnie tak, pamiętam, że do sakramentu bierzmowania, a wcześniej do I Komunii Świętej uczono mnie dość prosto – dostałem do ręki katechizm zawierający pytania oraz odpowiedzi i na pamięć musiałem się ich nauczyć. Może to dla niektórych śmieszne, ale wiele nauczonych wtedy fraz umiem do dziś i niech mi ktoś powie, że to źle, że znam Skład Apostolski, Dekalog katechizmowy, główne prawdy wiary, siedem grzechów głównych, wiem też o grzechach wołających o pomstę do nieba. Bez tych podstawowych rzeczy nie postąpiłbym dalej.
Wracając jednak do meritum, nauka katechezy młodzieży jest bardzo ważna. Muszę dodać, że być może tak samo ważna jest wśród dorosłych – ich się do szkół nie skieruje ponownie – i to jest to, na co chciałbym szczególnie zwrócić uwagę. Wydaje mi się, że wszyscy w Kościele powinniśmy jakoś zastanowić się nad tym, jak normalnie, poza liturgią zorganizować sobie przy parafiach, a może stowarzyszeniach katolickich coś takiego jak nauka katechezy, na wypadek, gdyby się okazało, że tej szkolnej zabraknie, warto być przygotowanym. Poza tym, nawet jeśli ta w szkole zostanie, to i tak mogłoby się okazać, że taka idea poprawiłaby życie religijne, a może pomogłaby w budowaniu wspólnoty wierzących. Nie chcę powiedzieć, że tego zupełnie nie ma, ale na pewno jest za mało.