PIOTR SUTOWICZ

Wrocław

Umarł Papież… i co z tego?

W ostatnim dniu starego roku zmarł papież senior Benedykt XVI/Józef Ratzinger, od razu widać było, że nie w porę. Oczywiście już kilka dni wcześniej wszyscy spodziewali się, że to nastąpi, wiadomo było bowiem, że fakt jest nieuchronny – jak nie dziś, to jutro, może pojutrze. Redakcje internetowe i klasyczne środki przekazu zareagowały jak trzeba – od razu, ale rzecz cała była dość nijaka. Zdaje się, że opinię publiczną obeszło to mało. Przekaziciele wiadomości, jak wiadomo, mieli ważniejsze rzeczy do roboty: nadchodził wieczór, a potem noc sylwestrowa, a wraz z nią obiecywane wszystkim wydarzenia marzeń, skacząco-śpiewające imprezy, z których każda była lepsza niż poprzednia. Ludzie też wydawali się raczej zawstydzeni faktem śmierci Papieża, przejęcie się otrzymaną wiadomością mogło oznaczać konieczność rezygnacji z zabawy, niepotrzebny smutek, zadumę, lepiej było przyjąć fakty powierzchownie i zacząć się bawić. Chciałoby się powiedzieć, że wielu bało się, iż jeżeli podejdzie się do rzeczy poważnie, to może trzeba będzie zrezygnować z nocnej rozrywki, a to przecież byłaby wielka szkoda. Potem była niedziela, a następnie poniedziałek i nowe problemy nowego roku. Fakty potoczyły się szybko… Życie. Należytego namysłu przy okazji tej śmierci nie było, zabrakło miejsca na emocje, a to one decydują o naszych reakcjach społecznych.

W rzeczywistości był Ratzinger postacią znaczącą, żeby nie powiedzieć czołową w najnowszej historii Kościoła, jego długie życie naznaczone było służbą Prawdzie tak, jak ją pojmował. Jego przekonania nie były stałymi – ewoluowały, w ostatnich latach życia uchodził za konserwatystę, ale to grube uproszczenie, na które nie zasłużył. Gdyby zmarł np. w latach70., wielu by mówiło i pisało, że odszedł profesor teologii raczej modernistyczny. Kardynał Józef postawiony na straży doktryny Kościoła był kimś, kto nie pozwolił, by od niej odchodzono w żadną stronę. Jako Papież pokazał, że ma konkretną wizję Kościoła i wraz z postępującą degradacją czasów ponowoczesnych trzeba ją poważnie przemyśleć. Jego troska o liturgię dla jednych była cofaniem się, dla innych czymś, za co go szanowano. Ale byli i ci, którzy nie bardzo rozumieli, o co mu chodzi, tymczasem to ciągle było pokazywanie tej samej prawdy. Papież Benedykt nie chciał brać udziału w sporach, chciał dać do zrozumienia, że gdzieś w konkretnym miejscu ulokowana jest istota rzeczy.

Był człowiekiem precyzyjnym i ten sposób rozumowania wart jest lektury, jego dorobek intelektualny nie został przecież spalony, można się z nim zapoznawać, nie powinien leżeć zakurzony na półkach bibliotek seminaryjnych. Pisma Ratzingera/Benedykta XVI nie umarły wraz z nim, jak również jego gesty i wskazówki. Wiem, tak można napisać o wielu ludziach, ale w tym momencie piszę o nim, pewnie dlatego, że sam mam sobie w tej kwestii co nieco do zarzucenia. Księga życia Benedykta XVI się zamknęła, otwórzmy więc jego książki.